Stronę wyświetlano:

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

04. Jego ofiara, nie nadzwyczajna.

Nie wiem, czy mi się to podoba i nie wiem, co napisać o tym rozdziale. Jest dziwny. Pewnie dlatego, że ostatnio nic nie żrę.
Proszę wszystkich bez wyjątku o opinię. Po to jest ten blog. Jeśli ktoś się jeszcze nie ujawniał w komentarzach, niech zrobi to teraz. Już. Albo niech chociaż maila mi napisze. O.
 ***
Aidia zmarszczyła brwi, nasłuchując. Nie słyszała niczego, ale przecież burza szalała, a jej serce biło tak mocno – trudno było cokolwiek usłyszeć.
- Zapewne zignorujesz mnie, jeśli poproszę, byś tu została?
- Tak.
Michaelis westchnął i narzucił swoją marynarkę na dziewczynę.
- Więc chodź.
Sebastian przyniósł z kuchni świecę i zapalił ją, a następnie podał Aidii – w domu nie było prądu i nie zanosiło się na to, aby demon kiedykolwiek o niego zadbał.
W holu Róża usunęła się nieco na bok. Kto mógł odwiedzić Sebastiana o tej porze? Kto w ogóle mógł go odwiedzić? Cóż, wcześniej wolała nie zastanawiać się głębiej nad tym, w jakim towarzystwie obracał się jej przyjaciel.
Ha, przyjaciel – Aidia pomyślała o tym, co zaszło zaledwie parę minut wcześniej.
Drzwi otworzyły się a w progu stał…dzieciak. Mniej-więcej wzrostu Aidii, nienależącej do wysokich. Nie, raczej niższy. Wyglądał na nie więcej niż dwanaście lub trzynaście lat. Tylko wyraz twarzy nie miał w sobie ani trochę dziecięcej niewinności. Choć na chwilę obecną był niczym zmoknięty szczeniak, trzymał się prosto i odważnie patrzył w oczy Sebastiana.
- Ach, witaj, Cielu Phantomhive.
Chłopiec uśmiechnął się.
- Nie zaprosisz mnie do środka, Sebastianie? – Mówił po angielsku, z przeciągłym, brytyjskim akcentem i Róża, która takiej mowy od śmierci rodziców nie słyszała, ledwie go zrozumiała.
Demon odsunął się, a Ciel wszedł do holu. Aidia zerknęła na gospodarza, jednak jego twarz była jak z kamienia – nie wyrażała niczego.
Nagle dzieciak spostrzegł Aidię.
- Nie spodziewałem się, że będziesz miał gościa. – Spojrzał uważnie w oczy dziewczyny i przesunął wzrokiem po jej twarzy, jakby czegoś szukał. W końcu uśmiechnął się uprzejmie. – Proszę wybaczyć, jeśli wyrwałem panienkę ze snu. Jestem Ciel Phantomhive, hrabia Phantomhive. – powiedział, płynnie przechodząc na polski, i delikatnie ucałował jej dłoń, a Aidia starała się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek słyszała o hrabstwie Phantomhive.
- Sebastianie, gdzie twoje maniery, byłem zmuszony dokonać autoprezentacji, choć przedstawienie nas sobie należało do ciebie.
Demon wyglądał, jakby chciał powiedzieć lub zrobić coś złośliwego, ale spojrzał na Aidię i rzekł tylko:
- Panna Aidia Rosalie Carter, moja przyjaciółka.
- Nie sądziłem, że szukasz przyjaciół wśród ludzi. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że w ogóle gdziekolwiek ich szukasz.
- Hrabio Phantomhive, panna Carter raczej nie wygląda na ubawioną staniem tu i trzęsieniem się z zimna. Aidio, mogłabyś iść się położyć?
Dziewczyna już chciała zaprotestować, kiedy chłopiec nazwany hrabią stanął w jej obronie.
- Nie mam nic przeciwko jej towarzystwu, a i panna Carter zdaje się zupełnie rozbudzona.
Mimo niewzruszonego wyrazu twarzy Sebastian był na granicy wybuchnięcia histerycznym śmiechem.
***
- Co cię do mnie sprowadza?
- Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że zastanę cię tu samotnego.
Sebastian zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Czyżbyś pożałował swojej decyzji?
Chłopiec zaczerwienił się – to była jedna z niewielu chwil, w których wyglądał już zupełnie, jak dziecko.
- Oczywiście, że nie, nie bądź głupi.
- Rozumiem.
Aidia natomiast nie rozumiała. Co chwilę rzucała pytające spojrzenia w stronę Sebastiana, ale ten pozostawał niewzruszony, więc wbiła spojrzenie w swoje kolana.
Jej towarzysze zamilkli. Gdyby podniosła głowę, zobaczyłaby niewerbalną bitwę, jaką zdawali się toczyć między sobą. Nie patrząc na nich, sięgnęła po swoją filiżankę i upiła łyk zielonej herbaty. Na stoliku znajdowało się jeszcze jedno takie naczynie, puste. Kiedy Sebastian postawił je przed Cielem, a ten podziękował, wydało jej się, że jest świadkiem jakiejś trącącej groteską farsy. Wolała jednak o nic nie pytać.
Zimno. Dziewczyna skuliła się. Mimo, że Michaelis rozpalił w piecu a następnie przysunął stolik i fotele bliżej ognia specjalnie ze względu na nią, wciąż było jej chłodno. Odstawiła filiżankę, schowała pod nakrycie także ręce i objęła nimi ciało.
- Zimno ci? – spytał nagle Sebastian.
- Nie – mruknęła odruchowo Aidia – to była standardowa odpowiedź na większość jego pytań.
- Wybacz, hrabio Phantomhive, ale panna Carter wydaje się być zmęczona. Czy mógłbym przeprosić na…
- Nic mi nie jest – warknęła Aidia. Mimo wszystko przebywanie tu z nimi w jakiś sposób ją fascynowało, za nic nie chciała stracić ani jednego słowa, jeśli jakieś miałyby tu paść.
Sebastian, nie chcąc robić cyrku na oczach Ciela, a wiedząc, że dziewczyna dobrowolnie za nic się stąd nie ruszy, bez słowa wstał i wyszedł, by po chwili wrócić z jeszcze dwoma kocami. Narzucił je na Aidię i, wzrokiem uciszając wszelkie protesty, własnoręcznie ją nimi otulił. Dziewczynie od razu zrobiło się gorąco. Niestety nie z powodu koców. Jej stan pogorszył jeszcze fakt, że demon nie wrócił na swoje miejsce – siedząc na skrawku fotela jedną rękę oparł po drugiej stronie Róży. Przez chwilę uważnie patrzył jej w twarz. W końcu odwrócił wzrok i zaczął mówić monotonnym, cichym głosem:
- Cóż, drogi hrabio, widzisz, jak wiele się zmieniło przez ten czas. Ile pożarów zdusiło Londyn, ile plag i epidemii przeszła rasa ludzka. Ile zmian wprowadzili ci, którzy przeżyli.  Ze swych urokliwych posiadłości poprzenosili się do piętrowych bloków, jak nazywają te niezgrabne budynki… - zdawał się mówić coraz ciszej.
- Zanikła tradycja pisania listów, dzienników. W tym świecie, w nowym świecie, piękno ustępuje praktyczności…
Jej pierwsza myśl mogłaby być wyrażona w trzech literach będących skrótem od pewnego angielskiego zdania, często używanego w tego typu niewyjaśnionych sytuacjach. Po chwili jednak jego słowa zaczęły działać kojąco, przestała się tak dokładnie wsłuchiwać.
Było jej ciepło, wygodnie. Hrabia siedział nieruchomo, nie odzywając się, a Sebastian mówił. Opowiadał o ludziach, o ich żądzy posiadania i jej wpływie na historię, o zmianach, o okaleczonych duszach tego świata, byle mówić, a wszystko tym swoim melodyjnym, cichym głosem. Jakby nie wiedziała, czemu ma to służyć. I tylko na chwilkę przymknęła oczy…

***
- Zasnęła? – spytał cicho Ciel.
- Tak. Dlaczego chciałeś, żeby tu została?
- Ciekawi mnie twoja nowa ofiara. Pomyślałem, że skoro ci towarzyszy, choć nie zawarłeś z nią kontraktu, musi być wyjątkowa. Wybacz – uśmiechnął się złośliwie – jej dusza musi być wyjątkowa. Dlatego chciałem jej się przyjrzeć, zanim ją gdzieś przede mną ukryjesz. Ale nic niezwykłego w niej nie widzę.
- Nigdy nie byłeś taki wścibski, hrabio. Czyżby pozostawienie cię samego miało na ciebie aż taki zły wpływ?
- Możliwe. Nudzę się. – stwierdził po prostu Ciel.
- To typowe.  – Sebastian uśmiechnął się kpiąco – Dla dziecka.
Phantomhive zmarszczył brwi, zezłoszczony, ale zanim cokolwiek powiedział, drugi demon uciszył go gestem i zaniósł Aidię do pokoju. Kiedy wrócił, hrabia powitał go kolejnym drwiącym uśmieszkiem.
- Wciąż stanowisz dla mnie zagadkę, Sebastianie. Obchodzisz się z nią, jakby była porcelanową lalką.
- Pochlebiasz mi, hrabio – Michaelis zignorował drugie zdanie – to znaczy, że dobrze odegrałem swoją rolę.
- Kim ona jest dla ciebie?
Starszy westchnął ostentacyjnie i uniósł brwi.
- Cóż za bezpośredniość. Czy tego uczyłem kiedyś mojego panicza?
- Po prostu odpowiedz, wiesz, że nie jestem cierpliwy.
Sebastian uśmiechnął się.
- Nie muszę odpowiadać.
- W takim razie – chłopiec usiadł, założył nogę na nogę i zetknął czubki palców ze sobą – nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli ją utracisz – przechylił głowę na bok i uśmiechnął się z zadowoleniem.
Już w następnej chwili do ściany przygważdżała go ręka Sebastiana, zaciśnięta na szyi chłopca.
- Cóż za rozpuszczony, nieznośny smarkacz – westchnął Michaelis – więc po to tu jesteś? Chcesz mi zepsuć zabawę?
- Se…sebastia…nie…
- Nie powinieneś dotykać cudzych rzeczy. – Demon mówił spokojnie, cicho.
- Puś…ć!
Sebastian zaśmiał się bez cienia wesołości, jego oczy rozbłysły szkarłatem.
- Nie muszę. Mogę cię w tej chwili nawet zabić. Wiesz – spojrzał w pełne przerażenia oczy, ich twarze dzieliło kilka centymetrów – nie łączy nas kontrakt – położył dłoń na jego policzku, kciukiem gładząc skórę pod prawym okiem hrabiego, przerażając go jeszcze bardziej tą parodią pieszczoty.
- Jeśli cię jeszcze zobaczę, przysięgam, że cię zabiję. Wynoś się. – wycedził.
Puścił chłopca, a ten upadł na ziemię, kaszląc. Po chwili spojrzał na Sebastiana i znów uśmiechnął się drwiąco. Zanim jednak ten zdążył zareagować, hrabia zniknął.
Sebastian stał przez chwilę w miejscu. Następnie, mimo złości nie zmieniając wyrazu twarzy, zaczął doprowadzać pomieszczenie do porządku. Przez tyle lat znosił tego dzieciaka, który traktował go, jak psa, był na każde jego zawołanie. Cały ten czas czuł rozgoryczenie – oto danie, które z takim namaszczeniem przygotowywał, z taką cierpliwością go oczekiwał, stało się jego przekleństwem, a on był uwięziony. Jego pan niczego się przez te lata nie nauczył, mając Sebastiana za obie ręce. Napełnił się jedynie bezgraniczną pewnością swojej mocy, rujnując siebie samego, stając się nie do zniesienia. To już nie był jego dawny panicz, a rozpuszczony, okrutny, złośliwy demon w ciele młodego chłopca. Sebastian poczuł wielką ulgę, kiedy hrabia puścił go wolno. A teraz ten dzieciak znów wraca, chcąc zrujnować jego plan gry. Jaki w tym cel?
Demon miał ochotę zgnieść go niczym robaka. Był robakiem, był niczym więcej jak tylko wijącym się, rozpuszczonym szkodnikiem.
Mimo wcześniejszej groźby był pewien, że nie widzi go po raz ostatni.