Stronę wyświetlano:

sobota, 26 listopada 2011

06.Ten demon, zaborczy


 Dziś krótko. Pisane bez weny, ale ja tak mam, że z weną czy bez - zaczynam i pisze się samo. Rozdział nietypowy i mało w nim akcji, ale ma coś w sobie. Podoba mi się. Być może dlatego, że piszę  to dwadzieścia minut po drugiej w nocy. 
Tak, pewnie tak.
Ale uczę się, prawda? Chcę czuć się dobrze przy opisywaniu wszystkiego. Chcę być zajebista i w ogóle. Może kiedyś mi się uda?
Nie nudzę, do svidaniya!
***
- Sebastian.
Mężczyzna momentalnie przestał ignorować obecność Róży i spojrzał na nią z pytającym uśmiechem.
- Mam sprawę.
- Tak, tego się domyśliłem – wskazał jej fotel obok.
Usiadła.
- Hmm…wiesz…masz tu…wolne pokoje, prawda?
- Nie licząc tego, w którym brak żyrandola.
Aidii zrobiło się gorąco. Sebastian chętnie podrążyłby jeszcze ten temat, ale ciekawiła go inna rzecz.
- Spokojnie. Co z pokojami?
- Wiesz, mam…kolegę.
- Nic nowego.
- Sugerujesz coś?
- Zbaczasz z tematu.
Wzięła głęboki oddech.
- Studiuje tu, wywalili go ze stancji, szuka mieszkania – wyrecytowała jednym tchem.
Demon uśmiechnął się złośliwie.
- Na jakiej podstawie uznałaś, że mnie to obchodzi, Aidio?
- On nie ma gdzie się podziać.
- Naprawdę mi przykro.
Otworzyła usta i znów je zamknęła. Nie miała ochoty dyskutować z nim dłużej.
Niespiesznie przeszła do pokoju, spakowała do torby kosmetyczkę i parę ubrań, wyszła i skierowała się w stronę drzwi wyjściowych.
- Dokąd to? – Sebastian pojawił się tuż obok, gdy sięgała klamki.
- Do siebie. Biedak nie będzie siedział u mnie sam. – Szarpnięciem otworzyła drzwi. -Będziemy spać w jednym łóżku, bo wiesz, na podłodze gościowi nie wypada, mnie tym bardziej, i będziemy razem jeść posiłki i razem…
Położył rękę na drzwiach, zamykając je z trzaskiem.
- …się uczyć. – dokończyła i wyzywająco spojrzała na Michaelisa.
- Ciekawa wizja.
- Też tak uważam.
- Mam być zazdrosny?
W tym momencie Aidia poczuła dziwne sensacje w okolicach żołądka, przypominając sobie pewną burzową noc.
- Nie będziesz. – Stwierdziła cicho.
- Alice też się to pewnie spodoba.
- Och, naprawdę JESTEŚ zazdrosny – starała się ukryć nutkę histerii, jednak niespecjalnie jej to wyszło.
Demon nachylił się nad nią. Był blisko.
Zbyt blisko.
- Jestem.
Nie lubił takiej samowoli u swoich zabawek. I zdecydowanie nie chciał, żeby ktokolwiek inny je dotykał.
Ale tego nie powiedział.
Zwykłe „jestem” i tak wystarczyło, żeby dziewczynę zatkało.
Poczuła się dziwnie.
To było…przyjemnie uczucie.
Z pewnym trudem uświadomiła sobie, że ma ochotę go objąć. Nie przez to, co powiedział, ale przez tę bliskość. Zapach. Ciepło oddechu. Przez ten głos, którego tak lubiła słuchać.
- Powiedz mu, że może tu zostać na jakiś czas – stwierdził Sebastian wyprostowując się i po chwili odchodząc do połączonego z holem salonu.
- To twój chłopak? – Spytał beznamiętnie, siadając znów w fotelu.
- Raczej…bliski przyjaciel.
- Z tego co mówisz, bardzo bliski.
Sebastian dobrze wiedział, kim jest osoba, o której mowa i jakie ma z Aidią powiązania.
Z tym, że wiadomość o stałej inwigilacji trochę by ją zdenerwowała.
- Od dziecka – wyjaśniła.
- To urocze.
Widząc, że Sebastian nie ma nic więcej do powiedzenia, postanowiła iść do siebie.
Jakoś bolało ją patrzenie na jego obojętną minę.
- Zostań – powiedział, widząc, że chce odejść.
- Po co? – Prawie warknęła.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, po prostu poszła do siebie.
Ledwie zdążyła usiąść na łóżku, poczuła podmuch zimnego powietrza i usłyszała trzask zamykanych drzwi.
- Prosiłem, żebyś została – oznajmił Sebastian.
- Nie chciałam.
Zignorował to.
Nie zważając na jej protesty położył ją na łóżku, zaraz umiejscawiając się obok.
- Spokojnie – nakazał łagodnie. Ujął jej dłoń i delikatnie pogładził jej wnętrze, a następnie położył na swoim policzku, z zaciekawieniem obserwując jej dezorientację.
- Zastanawiam się, czy ty mnie lubisz?
Zmieszała się jeszcze bardziej, nie wiedząc, jak zinterpretować nacisk położony na ostatnie słowo.
- Raczej nie – powiedziała, starając się rozładować atmosferę.
Nie wyszło jej, bo demon takim samym jak wcześniej, łagodnym ruchem pogładził ją po włosach. Pomyślał, że jeszcze raz chciałby poczuć jej słodycz. Zatrzymując rękę na karku, przysunął się i delikatnie ją pocałował.
Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Kiedy się oderwał, chciała coś powiedzieć, ale powstrzymał ją, kładąc dłoń na jej wargach. Patrzył jej przez chwilę prosto w oczy, jakby chciał z nich coś wyczytać.
- Ja cię lubię. Zostaniesz ze mną, prawda? – To pytanie wypowiedział bardziej sam do siebie, jakby nie oczekując odpowiedzi.
Z dziwnym, przerażającym zadowoleniem.
- Ja zostanę – wyszeptał jej jeszcze do ucha. Oparł głowę na jej piersi, chcąc posłuchać bicia serca. Tego słodkiego rytmu. Melodii życia.
Napawając się świadomością, że należy do niego.
W Aidii wszystko krzyczało, że coś jest nie tak. To nie była zwyczajna czułość.
Ale nie umiała nazwać tego zachowania. Wiedziała tylko, że jest przerażające.
Kiedyś już czuła się podobnie.
Nagle wzrok Sebastiana spoczął na niewielkim, srebrnym medalionie na jej szyi – wcześniej musiała nosić go pod bluzką.
Nie, nie zauważył go wcześniej.
Powoli sięgnął po naszyjnik, ale kiedy Aidia zorientowała się, co robi, poderwała się i szybko go odepchnęła – z zaskoczenia pozwolił na to.
- Nie dotykaj tego!
Sebastian zmarszczył brwi. Najwyraźniej oswojenie niektórych zwierzątek nie było takie łatwe.
Miał ochotę zostać. Zmusić ją do pokazania mu medalionu, skoro nie chce zrobić tego sama.
Zmusić ją do wielu innych rzeczy.
Jakim prawem czegokolwiek mu odmawia?
Należy do niego.
Ale nie taki był jego plan.
Ona musi mu zaufać.
Musi sama oddać się jemu, we wszystkich aspektach.
Zamknął oczy, żeby nie przerazić jej ich chwilową czerwienią.
I tak była przerażona.
Jakim prawem była przerażona? Powinna mu ufać.
Idąc w stronę drzwi pomyślał, że ta gra będzie trudniejsza, niż mu się zdawało.
Więc i ciekawsza, nieprawdaż?
- Mam nadzieję, że on będzie znał swoje prawa. Śpij dobrze – powiedział już łagodnym, uspokajającym tonem.
Mimo, iż wiedział, że z pewnością nie będzie spała dobrze.
Na tę noc starannie zaryglował wszystkie wyjścia z posiadłości.

sobota, 12 listopada 2011

05. Jego ofiara, karuzela.

Cóż. Cztery strony w Wordzie. Wow.
Ale czy warte czytania, ktoś inny może powie. Zaczynałam ten odcinek jakieś osiem razy. Naprawdę. 
W dodatku wersje były tak różne, że mogłyby robić za oddzielne odcinki. Gdyby tylko nie były beznadziejne. 
Trochę jakby tym rzygam. Na szczęście przez wywołującą torsję Część Nudną już przeszłam, akcja zaczyna się tutaj. Mam już zakończenie. Mam taki fajny monolog na koniec. Itd.
Zakładając bloga, zastanawiałam się, jak długo wytrzymam bez estetycznego szablonu. Mam dobry wynik, prawda?

***

W piątkowe popołudnie Róża wyszła na dziedziniec szkoły i spojrzała w niebo. Wiał zimny wiatr, słońce znikło. Otuliła się szczelniej płaszczem, zakaszlała i poprawiła szalik. Rozejrzała się.
Nie ma go tutaj.
A jedyna droga prowadzi przez główną bramę.
Szybkim krokiem ruszyła w jej kierunku. Minąwszy ją ostro zakręciła i zaczęła biec w stronę przystanku, przy okazji potrącając blokującą chodnik grupkę młodzieży.
Długo ów szaleńczy bieg nie trwał, bo zaraz poczuła chwyt na ręce.
O nie.
- Gdzie się tak spieszysz? – przywitał ją Sebastian z serdecznym uśmiechem.
Szamotała się chwilę, ale w końcu dała spokój.
- Na autobus.
- Przecież mówiłem, że po ciebie przyjadę.
O tak, co dzień to mówił.
Zaczynali stanowić ciekawy obiekt obserwacji, więc Aidia zupełnie się poddała i Michaelis zaprowadził ją do samochodu.
Jechali w milczeniu – Aidia ostentacyjnie odwrócona recytowała pod nosem tabliczkę mnożenia na dwanaście, od czasu do czasu przerywając atakiem kaszlu. Sam demon natomiast tylko raz spojrzał na nią z zastanowieniem.
Gdy tylko weszli do domu, Michaelis błyskawicznie przyparł Aidię do ściany. Nie zważając na jej szamotanie przez chwilę patrzył jej w oczy i…
Pocałował ją w czoło.
- Co ty wyprawiasz? – dziewczyna zaczerwieniła się, mocno skonfundowana.
- Masz gorączkę, dziecko.
Skrzywiła się. Dziecko?
- Mierzysz temperaturę USTAMI?
- Wiesz, skóra na ustach jest najcieńsza i przez to najbardziej…
- Nieważne. – Przerwała mu.
- Sama pytałaś.– Oznajmił z uśmiechem, zdejmując jej płaszcz.
- Perwers.
Spoważniał.
- Bądź łaskawa się uciszyć i iść do siebie. Masz się przebrać w piżamę i położyć do łóżka. Za parę minut przyniosę ci herbatę.
Żądanie spełniła. Posłuszeństwo jednak skończyło się z chwilą, gdy zniknęła mu z oczu – znalazłszy się w swoim pokoju po prostu opadła na fotel biurowy i zaczęła radośnie się w nim kręcić śpiewając jakąś arię. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale miała ostatnio wielką ochotę zachowywać się przekornie.
- „Les Oiseaux Dans La Charmille”?
Podskoczyła.
- Twój francuski pozostawia wiele do życzenia.
Sebastian postanowił nie wspominać o zdolnościach wokalnych.
- A teraz – postawił przyniesioną tacę na biurku i spojrzał na Różę z miłym uśmiechem godnym najlepszego psychiatry – dlaczego zignorowałaś to, co ci poleciłem?
Być może przez gorączkę, w każdym razie była trochę przerażona. Nawet, jeśli wiedziała, że niczego jej nie zrobi.
Nie powinien.
Patrzyła na niego wielkimi oczami.
Westchnął.
- Po prostu się przebierz, albo ja to zrobię za ciebie.
- Sam się przebierzesz? – Zagadnęła wesoło.
W odpowiedzi dostała spojrzenie, które zmroziło całą jej radość.
Kiedy wróciła przebrana z łazienki, została natychmiast zapakowana do łóżka i ułożona w pozycji siedzącej.
- Pij. – Polecił Sebastian podsuwając jej pod nos kubek z gorącym mlekiem.
- Nie jestem małym dzieckiem – warknęła Aidia, wyrywając mu naczynie.
Był to błąd - sparzywszy sobie palce odruchowo wypuściła z nich kubek, rozlewając jego zawartość na siebie oraz pościel.
Demon błyskawicznie wygrzebał Aidię spod warstw pościeli, po czym wziął ją na ręce.
- Kiedy nauczysz się najpierw MYŚLEĆ, potem ROBIĆ?
- To i tak twoja wina. – Stwierdziła cicho.
Postawił ją na ziemi i kazał znów się przebrać. Gdy zniknęła za drzwiami łazienki, zmienił szybko pościel.
- Uspokoiłaś się już? – Spytał uprzejmym tonem, kiedy wróciła.
- Nie wiem, o czym mówisz. – Poczuła, że znów się czerwieni. Jeszcze bardziej.
- Jasne. – Otulił ją szczelnie kołdrą o oparł ręce po obu jej stronach. – Muszę z tobą porozmawiać.
Zabrzmiało groźnie. Przez głowę Różyczki przesunęło się parę szeregów scenariuszy, obejmujących między innymi dyskusję na temat:
- żyrandola, który zrzuciła, następnie chowając jego pozostałości w szafie jednego z pokojów gościnnych;
- pęknięć w ścianie korytarza na drugim piętrze;
- tego, co Sebastian myśli o jeździe na hulajnodze po jego domu;
- wielu innych rzeczy, do których się nie przyznała w nadziei, że gospodarz nie zauważy.
Ewentualnie mógł ją też zabić.
Nie, nie mógł.
Aidia uśmiechnęła się do siebie.
- Zimno mi. – Podsumowała swoje myśli.
Poprawił kołdry.
- Abstrahując od faktu, że cały czas starasz się zwrócić moją uwagę a jednocześnie protestujesz, gdy ci ją poświęcam…
- Wcale nie próbuję zwrócić twojej uwagi.
Zaklęła w myślach, uświadamiając sobie, jak musiało wyglądać to całe „przekorne” zachowanie, które fundowała mu od jakiegoś czasu. Ale przecież ona nie...
Och.
- Nieważne. W każdym razie mam dość ważny komunikat. – Zerknął na nią, upewniając się, że słucha. – Zabieram cię ze szkoły.
Zaśmiała się.
- Tak, świetnie. Postrzeliło cię.
- Wszystko ustalone. Będziesz miała nauczanie indywidualne.
- Sebastian. Ja nie jestem AŻ TAK CHORA.
Otulił ją szczelniej.
- Nie powiedziałem, że to z powodu choroby.
- To dlaczego niby?
- Chcę cię mieć na oku.
Beztroski spokój w jego głosie zdenerwował ją jeszcze bardziej. Zamknęła oczy i oparła głowę o poduszki.
- Ciekawa zachcianka i piękny plan, ale przykro mi, zostaję w szkole. Zresztą Alice i tak by się nie zgodziła.
- Powiedziałem, że wszystko już ustalone. Rozmawiałem z twoją siostrą.
Podniosła się i otworzyła oczy.
- Kiedy? Jak?
- Jakiś czas temu. Telefonicznie. – Odpowiedział cierpliwie demon.
- ZGODZIŁA SIĘ?
- Tak, to właśnie wynika ze słów „wszystko ustalone”.
Aidia zapewne także bez gorączki miałaby problem ze zrozumieniem sensu tego wszystkiego. Opadła na poduszki. Przecież Alka nawet z zaakceptowaniem samej osoby Sebastiana miała problem. O tym, że jej siostra mieszka u wyżej wspomnianego nie wiedziała – i dzięki Bogu.  
- Sebastian, co jej zrobiłeś? – spytała słabym głosem.
- Nic, oczywiście. Wiesz, że potrafię być piekielnie przekonujący. – Uśmiechnął się złośliwie.
Jęknęła.
- Ona ma męża, głupi demonie.
Pogładził ją po włosach. Syknęła z niezadowoleniem
- Jesteś przerozkoszna. Skoro już wszystko jasne, zaraz wrócę.
Przez parę minut Aidia leżała oszołomiona, a kiedy Sebastian wrócił z zimnym okładem i drugą porcją mleka, chwyciła go gwałtownie na rękaw.
- Ale przecież to nie jest takie proste! Musisz napisać podanie, i musisz mieć powód, na przykład gdybym miała alergię na powietrze i oczy zalepiałaby mi…
- Nie przejmuj się tym już. – powiedział uspokajająco, kładąc na jej czole okład.
Przez następne pół godziny Michaelis wmuszał w nią aspirynę, następnie mleko, a w końcu spokojne leżenie. Kiedy udało mu się uciszyć jej majaki i wyglądało na to, że zasypiała, zabrał puste naczynia i ruszył ku drzwiom. Zanim jednak wyszedł, usłyszał jeszcze jedno pytanie.
- Sebastian, lekcje będę miała z nauczycielami z mojej szkoły, tak?
Było to powiedziane wystarczająco cicho, by mógł udawać, że nie usłyszał.
Zresztą, ona i tak już prawie spała.
Z uśmiechem zamknął drzwi.
***
- Za nieodrobione zadanie dostajesz dwie dodatkowe godziny matematyki. – Stwierdził spokojnie Michaelis pewnego popołudnia.
Aidia, która już przygotowywała się do radosnego opuszczenia biblioteki, gdzie spędziła ostatnie sześć godzin, zamarła.
- Przecież je zrobiłam! – krzyknęła, trzaskając notesem o blat stolika.
- Zrobiłaś je od niechcenia. Nie zaliczam ci go, stać cię na więcej. Masz teraz dwadzieścia minut przerwy, ciesz się nimi. I przynieś, proszę, przyrządy geometryczne.
- Zadanie było z polskiego!
- Zaniedbałaś je z lenistwa. To z matematyką wciąż masz problemy. Z czegoś jeszcze muszę się wytłumaczyć? – ostatnie pytanie zadał z uprzejmym uśmiechem, uchylając się przed lecącym w jego stronę notesem Róży.
Dziewczyna tylko warknęła i prawie wybiegła z biblioteki, trzaskając drzwiami.
Minął już prawie miesiąc od dnia, kiedy Michaelis stał się jej nauczycielem. Zaraz po tym, jak dotarła do niej tożsamość nauczyciela, udała się do swojej szkoły i odbyła bardzo nieprzyjemną rozmowę ze swoją dyrektorką na temat uprawnień Sebastiana. Nieprzyjemną, bo dyrektorka była dość stronnicza.
Tak, profesor Michaelis to inteligentny człowiek, widziała jego CV, osobiście z nim rozmawiała, bardzo podoba jej się jego podejście do nauczania, oczywiście, to straszne, że z powodów zdrowotnych Aidia musi ich opuścić, ale on z pewnością dobrze przygotuje ją do matury.
Profesor Michaelis? CV? Kiedy, jak, gdzie?
Coś podobnego było chyba w książce.
W „Mistrzu i Małgorzacie”.
Profesor Woland Michaelis. Ciekawe.
Aidia pobiegła po schodach na samą górę. Zatrzymała się zdyszana na poddaszu, wpadła do jednego z pokojów i zaryglowała za sobą drzwi. Nie dlatego, żeby odgrodzić się od demona. Była po prostu ciekawa, co zrobi. Podeszła do dużego okna w dachu. Niczego przez nie nie zobaczyła – widok zasłaniała gruba warstwa padającego od rana śniegu. Aidia podstawiła sobie krzesło i spróbowała otworzyć okno. Bez powodzenia jednak – mróz zrobił swoje. Popchnęła mocniej i usłyszała pęknięcie – ustępowało. Już prawie jej się udało, kiedy poczuła, jak ktoś chwyta ją w pasie i stawia na ziemi..
- Próbujesz zamarznąć na dachu? – Zagadnął Sebastian zaciekawiony.
- Bynajmniej – stwierdziła Aidia, wyszarpując się z jego uścisku. Zerknęła na drzwi – wciąż były zaryglowane.
Och, demonie.
- Aż tak nie cierpisz matematyki?
- Dokładasz mi jej dwie dodatkowe godziny już trzeci raz w tym tygodniu.
- Masz z nią problemy.
- Wiesz, że jest środa?
Zapadła cisza. Michaelis patrzył na nią badawczo.
- O co ci w ogóle chodzi?
- Aidia.
- Co?
- Dlaczego się mnie nie boisz?
Spojrzała na niego unosząc brew.
- A powinnam?
- Skąd pewność, że nie?
- Możemy tak rozmawiać przez wieczność – warknęła i ruszyła w stronę drzwi – zimno mi.
W mgnieniu oka znalazł się przy niej i objął ją mocno.
- Wciąż ci zimno?
Po kilku próbach zrezygnowała z uwolnienia się.
- Kontynuując, szybko uwierzyłaś, kim jestem, w dodatku nie miałaś problemu z przywiązaniem się do mnie. To…zastanawiające.
Milczała przez chwilę.
- Wygląda na to, że oszalałam – powiedziała cicho.
- Nie powiesz mi? – Odwrócił ją twarzą do siebie i nachylił się, patrząc jej w oczy – a może mam skłonić cię do mówienia?
Szarpnęła się wystraszona.
Tym razem pozwolił jej się uwolnić. Natychmiast wybiegła z pokoju.
Sebastian uśmiechnął się do siebie.
Ciągle uciekała. 
Szkoda, że jemu nie ucieknie.
Fascynujące będzie złamanie jej.
Postanowił odpuścić jej matematykę na dziś.
***
Aidia wpadła do swojej sypialni i trzasnęła drzwiami.
Oczywiście, że panowała nad sytuacją.
Nie czuła się przytłoczona. Wcale.
Nie bała się.
Wiedziała, że demon jej nie skrzywdzi. I bynajmniej nie dlatego, że mu ufała.
Wiedziała, ponieważ miała asa w rękawie.
Przekręciła klucz w zamku i zapaliła świece w kinkietach oraz tę na biurku. W szufladzie odszukała czystą papeterię i długopis.
***
Drogi panie Garton!

Czy jesteś drogi? W jakimś sensie na pewno.
Zastanawiam się, czy tu jesteś. Zastanawiam się, czy o mnie pamiętasz.
Myślę o Tobie stanowczo zbyt często – to takie zabawne. Nie jak o kimś ukochanym czy znienawidzonym. Po prostu stale jesteś obecny w moich myślach. Pocieszeniem jest to, że z pewnością jesteś ważny. Czy to Cię pocieszy?
W każdym razie czy chcę tego czy nie, grasz bardzo ważną rolę w moim życiu. Wiesz o tym.
Stanowczo za Tobą nie tęsknię, wybacz mi, ale chyba to nie ma znaczenia. Ten list jest kaprysem i uznaj go za kaprys.
Może zresztą przez napisanie go uda mi się wszystko przyspieszyć?
Jeśli czuwasz, widzisz z pewnością, co ja wyrabiam. Co ja wyrabiam?
Uwierz mi, świetnie się bawię, choć bywają i momenty strachu.
Jesteś zły na mnie? Czujesz się bezsilny?
Zastanawiam się, jak ogromny ból Cię trawi. Jak cierpisz i drżysz w bezsilności, a wszystko przeze mnie. Pogodziłam się z tym, że wiele mi nie zostało, ale, wybacz mi znów, Chris, nie jestem samobójczynią. Chcę tylko, żebyś wiedział – myślę o Tobie. Jestem świadoma tego, że niebawem Cię zobaczę.
Zmieniłam się, wiesz? Nie boję się już. Jestem w stanie stawić czoła swoim decyzjom. Przestałam być małą dziewczynką. Na dobre.
Krew obmywa niewinność, słyszałeś o tym?
Chciałabym jedynie wiedzieć, czy to przeczytałeś. To wszystko.

Na szczęście niczyja,
Aidia Rosalie Carter.


Kiedy mężczyzna skończył czytać, kartka stanęła w płomieniach.
Chętnie zobaczyłby w nich nadawczynię listu. Choć przez chwilę, ułamek sekundy.
Potem sam ugasiłby ten ogień.
***
Aidia otworzyła oczy i przez chwilę jeszcze leżała, uspokajając oddech i zastanawiając się, dlaczego jej sny są tak realne.
To zdarzenie nie śniło jej się od sześciu lat.
Zerknęła na karafkę stojącą na etażerce. Była pusta.
Z westchnieniem wstała i podeszła do drzwi.
Nagle coś ją zatrzymało. Odwróciła się i spojrzała na biurko.
Koperta zniknęła.
Na jej miejscu leżał niewielki medalion na długim, srebrnym łańcuszku.
Róży pociemniało przed oczami.