Stronę wyświetlano:

sobota, 12 listopada 2011

05. Jego ofiara, karuzela.

Cóż. Cztery strony w Wordzie. Wow.
Ale czy warte czytania, ktoś inny może powie. Zaczynałam ten odcinek jakieś osiem razy. Naprawdę. 
W dodatku wersje były tak różne, że mogłyby robić za oddzielne odcinki. Gdyby tylko nie były beznadziejne. 
Trochę jakby tym rzygam. Na szczęście przez wywołującą torsję Część Nudną już przeszłam, akcja zaczyna się tutaj. Mam już zakończenie. Mam taki fajny monolog na koniec. Itd.
Zakładając bloga, zastanawiałam się, jak długo wytrzymam bez estetycznego szablonu. Mam dobry wynik, prawda?

***

W piątkowe popołudnie Róża wyszła na dziedziniec szkoły i spojrzała w niebo. Wiał zimny wiatr, słońce znikło. Otuliła się szczelniej płaszczem, zakaszlała i poprawiła szalik. Rozejrzała się.
Nie ma go tutaj.
A jedyna droga prowadzi przez główną bramę.
Szybkim krokiem ruszyła w jej kierunku. Minąwszy ją ostro zakręciła i zaczęła biec w stronę przystanku, przy okazji potrącając blokującą chodnik grupkę młodzieży.
Długo ów szaleńczy bieg nie trwał, bo zaraz poczuła chwyt na ręce.
O nie.
- Gdzie się tak spieszysz? – przywitał ją Sebastian z serdecznym uśmiechem.
Szamotała się chwilę, ale w końcu dała spokój.
- Na autobus.
- Przecież mówiłem, że po ciebie przyjadę.
O tak, co dzień to mówił.
Zaczynali stanowić ciekawy obiekt obserwacji, więc Aidia zupełnie się poddała i Michaelis zaprowadził ją do samochodu.
Jechali w milczeniu – Aidia ostentacyjnie odwrócona recytowała pod nosem tabliczkę mnożenia na dwanaście, od czasu do czasu przerywając atakiem kaszlu. Sam demon natomiast tylko raz spojrzał na nią z zastanowieniem.
Gdy tylko weszli do domu, Michaelis błyskawicznie przyparł Aidię do ściany. Nie zważając na jej szamotanie przez chwilę patrzył jej w oczy i…
Pocałował ją w czoło.
- Co ty wyprawiasz? – dziewczyna zaczerwieniła się, mocno skonfundowana.
- Masz gorączkę, dziecko.
Skrzywiła się. Dziecko?
- Mierzysz temperaturę USTAMI?
- Wiesz, skóra na ustach jest najcieńsza i przez to najbardziej…
- Nieważne. – Przerwała mu.
- Sama pytałaś.– Oznajmił z uśmiechem, zdejmując jej płaszcz.
- Perwers.
Spoważniał.
- Bądź łaskawa się uciszyć i iść do siebie. Masz się przebrać w piżamę i położyć do łóżka. Za parę minut przyniosę ci herbatę.
Żądanie spełniła. Posłuszeństwo jednak skończyło się z chwilą, gdy zniknęła mu z oczu – znalazłszy się w swoim pokoju po prostu opadła na fotel biurowy i zaczęła radośnie się w nim kręcić śpiewając jakąś arię. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale miała ostatnio wielką ochotę zachowywać się przekornie.
- „Les Oiseaux Dans La Charmille”?
Podskoczyła.
- Twój francuski pozostawia wiele do życzenia.
Sebastian postanowił nie wspominać o zdolnościach wokalnych.
- A teraz – postawił przyniesioną tacę na biurku i spojrzał na Różę z miłym uśmiechem godnym najlepszego psychiatry – dlaczego zignorowałaś to, co ci poleciłem?
Być może przez gorączkę, w każdym razie była trochę przerażona. Nawet, jeśli wiedziała, że niczego jej nie zrobi.
Nie powinien.
Patrzyła na niego wielkimi oczami.
Westchnął.
- Po prostu się przebierz, albo ja to zrobię za ciebie.
- Sam się przebierzesz? – Zagadnęła wesoło.
W odpowiedzi dostała spojrzenie, które zmroziło całą jej radość.
Kiedy wróciła przebrana z łazienki, została natychmiast zapakowana do łóżka i ułożona w pozycji siedzącej.
- Pij. – Polecił Sebastian podsuwając jej pod nos kubek z gorącym mlekiem.
- Nie jestem małym dzieckiem – warknęła Aidia, wyrywając mu naczynie.
Był to błąd - sparzywszy sobie palce odruchowo wypuściła z nich kubek, rozlewając jego zawartość na siebie oraz pościel.
Demon błyskawicznie wygrzebał Aidię spod warstw pościeli, po czym wziął ją na ręce.
- Kiedy nauczysz się najpierw MYŚLEĆ, potem ROBIĆ?
- To i tak twoja wina. – Stwierdziła cicho.
Postawił ją na ziemi i kazał znów się przebrać. Gdy zniknęła za drzwiami łazienki, zmienił szybko pościel.
- Uspokoiłaś się już? – Spytał uprzejmym tonem, kiedy wróciła.
- Nie wiem, o czym mówisz. – Poczuła, że znów się czerwieni. Jeszcze bardziej.
- Jasne. – Otulił ją szczelnie kołdrą o oparł ręce po obu jej stronach. – Muszę z tobą porozmawiać.
Zabrzmiało groźnie. Przez głowę Różyczki przesunęło się parę szeregów scenariuszy, obejmujących między innymi dyskusję na temat:
- żyrandola, który zrzuciła, następnie chowając jego pozostałości w szafie jednego z pokojów gościnnych;
- pęknięć w ścianie korytarza na drugim piętrze;
- tego, co Sebastian myśli o jeździe na hulajnodze po jego domu;
- wielu innych rzeczy, do których się nie przyznała w nadziei, że gospodarz nie zauważy.
Ewentualnie mógł ją też zabić.
Nie, nie mógł.
Aidia uśmiechnęła się do siebie.
- Zimno mi. – Podsumowała swoje myśli.
Poprawił kołdry.
- Abstrahując od faktu, że cały czas starasz się zwrócić moją uwagę a jednocześnie protestujesz, gdy ci ją poświęcam…
- Wcale nie próbuję zwrócić twojej uwagi.
Zaklęła w myślach, uświadamiając sobie, jak musiało wyglądać to całe „przekorne” zachowanie, które fundowała mu od jakiegoś czasu. Ale przecież ona nie...
Och.
- Nieważne. W każdym razie mam dość ważny komunikat. – Zerknął na nią, upewniając się, że słucha. – Zabieram cię ze szkoły.
Zaśmiała się.
- Tak, świetnie. Postrzeliło cię.
- Wszystko ustalone. Będziesz miała nauczanie indywidualne.
- Sebastian. Ja nie jestem AŻ TAK CHORA.
Otulił ją szczelniej.
- Nie powiedziałem, że to z powodu choroby.
- To dlaczego niby?
- Chcę cię mieć na oku.
Beztroski spokój w jego głosie zdenerwował ją jeszcze bardziej. Zamknęła oczy i oparła głowę o poduszki.
- Ciekawa zachcianka i piękny plan, ale przykro mi, zostaję w szkole. Zresztą Alice i tak by się nie zgodziła.
- Powiedziałem, że wszystko już ustalone. Rozmawiałem z twoją siostrą.
Podniosła się i otworzyła oczy.
- Kiedy? Jak?
- Jakiś czas temu. Telefonicznie. – Odpowiedział cierpliwie demon.
- ZGODZIŁA SIĘ?
- Tak, to właśnie wynika ze słów „wszystko ustalone”.
Aidia zapewne także bez gorączki miałaby problem ze zrozumieniem sensu tego wszystkiego. Opadła na poduszki. Przecież Alka nawet z zaakceptowaniem samej osoby Sebastiana miała problem. O tym, że jej siostra mieszka u wyżej wspomnianego nie wiedziała – i dzięki Bogu.  
- Sebastian, co jej zrobiłeś? – spytała słabym głosem.
- Nic, oczywiście. Wiesz, że potrafię być piekielnie przekonujący. – Uśmiechnął się złośliwie.
Jęknęła.
- Ona ma męża, głupi demonie.
Pogładził ją po włosach. Syknęła z niezadowoleniem
- Jesteś przerozkoszna. Skoro już wszystko jasne, zaraz wrócę.
Przez parę minut Aidia leżała oszołomiona, a kiedy Sebastian wrócił z zimnym okładem i drugą porcją mleka, chwyciła go gwałtownie na rękaw.
- Ale przecież to nie jest takie proste! Musisz napisać podanie, i musisz mieć powód, na przykład gdybym miała alergię na powietrze i oczy zalepiałaby mi…
- Nie przejmuj się tym już. – powiedział uspokajająco, kładąc na jej czole okład.
Przez następne pół godziny Michaelis wmuszał w nią aspirynę, następnie mleko, a w końcu spokojne leżenie. Kiedy udało mu się uciszyć jej majaki i wyglądało na to, że zasypiała, zabrał puste naczynia i ruszył ku drzwiom. Zanim jednak wyszedł, usłyszał jeszcze jedno pytanie.
- Sebastian, lekcje będę miała z nauczycielami z mojej szkoły, tak?
Było to powiedziane wystarczająco cicho, by mógł udawać, że nie usłyszał.
Zresztą, ona i tak już prawie spała.
Z uśmiechem zamknął drzwi.
***
- Za nieodrobione zadanie dostajesz dwie dodatkowe godziny matematyki. – Stwierdził spokojnie Michaelis pewnego popołudnia.
Aidia, która już przygotowywała się do radosnego opuszczenia biblioteki, gdzie spędziła ostatnie sześć godzin, zamarła.
- Przecież je zrobiłam! – krzyknęła, trzaskając notesem o blat stolika.
- Zrobiłaś je od niechcenia. Nie zaliczam ci go, stać cię na więcej. Masz teraz dwadzieścia minut przerwy, ciesz się nimi. I przynieś, proszę, przyrządy geometryczne.
- Zadanie było z polskiego!
- Zaniedbałaś je z lenistwa. To z matematyką wciąż masz problemy. Z czegoś jeszcze muszę się wytłumaczyć? – ostatnie pytanie zadał z uprzejmym uśmiechem, uchylając się przed lecącym w jego stronę notesem Róży.
Dziewczyna tylko warknęła i prawie wybiegła z biblioteki, trzaskając drzwiami.
Minął już prawie miesiąc od dnia, kiedy Michaelis stał się jej nauczycielem. Zaraz po tym, jak dotarła do niej tożsamość nauczyciela, udała się do swojej szkoły i odbyła bardzo nieprzyjemną rozmowę ze swoją dyrektorką na temat uprawnień Sebastiana. Nieprzyjemną, bo dyrektorka była dość stronnicza.
Tak, profesor Michaelis to inteligentny człowiek, widziała jego CV, osobiście z nim rozmawiała, bardzo podoba jej się jego podejście do nauczania, oczywiście, to straszne, że z powodów zdrowotnych Aidia musi ich opuścić, ale on z pewnością dobrze przygotuje ją do matury.
Profesor Michaelis? CV? Kiedy, jak, gdzie?
Coś podobnego było chyba w książce.
W „Mistrzu i Małgorzacie”.
Profesor Woland Michaelis. Ciekawe.
Aidia pobiegła po schodach na samą górę. Zatrzymała się zdyszana na poddaszu, wpadła do jednego z pokojów i zaryglowała za sobą drzwi. Nie dlatego, żeby odgrodzić się od demona. Była po prostu ciekawa, co zrobi. Podeszła do dużego okna w dachu. Niczego przez nie nie zobaczyła – widok zasłaniała gruba warstwa padającego od rana śniegu. Aidia podstawiła sobie krzesło i spróbowała otworzyć okno. Bez powodzenia jednak – mróz zrobił swoje. Popchnęła mocniej i usłyszała pęknięcie – ustępowało. Już prawie jej się udało, kiedy poczuła, jak ktoś chwyta ją w pasie i stawia na ziemi..
- Próbujesz zamarznąć na dachu? – Zagadnął Sebastian zaciekawiony.
- Bynajmniej – stwierdziła Aidia, wyszarpując się z jego uścisku. Zerknęła na drzwi – wciąż były zaryglowane.
Och, demonie.
- Aż tak nie cierpisz matematyki?
- Dokładasz mi jej dwie dodatkowe godziny już trzeci raz w tym tygodniu.
- Masz z nią problemy.
- Wiesz, że jest środa?
Zapadła cisza. Michaelis patrzył na nią badawczo.
- O co ci w ogóle chodzi?
- Aidia.
- Co?
- Dlaczego się mnie nie boisz?
Spojrzała na niego unosząc brew.
- A powinnam?
- Skąd pewność, że nie?
- Możemy tak rozmawiać przez wieczność – warknęła i ruszyła w stronę drzwi – zimno mi.
W mgnieniu oka znalazł się przy niej i objął ją mocno.
- Wciąż ci zimno?
Po kilku próbach zrezygnowała z uwolnienia się.
- Kontynuując, szybko uwierzyłaś, kim jestem, w dodatku nie miałaś problemu z przywiązaniem się do mnie. To…zastanawiające.
Milczała przez chwilę.
- Wygląda na to, że oszalałam – powiedziała cicho.
- Nie powiesz mi? – Odwrócił ją twarzą do siebie i nachylił się, patrząc jej w oczy – a może mam skłonić cię do mówienia?
Szarpnęła się wystraszona.
Tym razem pozwolił jej się uwolnić. Natychmiast wybiegła z pokoju.
Sebastian uśmiechnął się do siebie.
Ciągle uciekała. 
Szkoda, że jemu nie ucieknie.
Fascynujące będzie złamanie jej.
Postanowił odpuścić jej matematykę na dziś.
***
Aidia wpadła do swojej sypialni i trzasnęła drzwiami.
Oczywiście, że panowała nad sytuacją.
Nie czuła się przytłoczona. Wcale.
Nie bała się.
Wiedziała, że demon jej nie skrzywdzi. I bynajmniej nie dlatego, że mu ufała.
Wiedziała, ponieważ miała asa w rękawie.
Przekręciła klucz w zamku i zapaliła świece w kinkietach oraz tę na biurku. W szufladzie odszukała czystą papeterię i długopis.
***
Drogi panie Garton!

Czy jesteś drogi? W jakimś sensie na pewno.
Zastanawiam się, czy tu jesteś. Zastanawiam się, czy o mnie pamiętasz.
Myślę o Tobie stanowczo zbyt często – to takie zabawne. Nie jak o kimś ukochanym czy znienawidzonym. Po prostu stale jesteś obecny w moich myślach. Pocieszeniem jest to, że z pewnością jesteś ważny. Czy to Cię pocieszy?
W każdym razie czy chcę tego czy nie, grasz bardzo ważną rolę w moim życiu. Wiesz o tym.
Stanowczo za Tobą nie tęsknię, wybacz mi, ale chyba to nie ma znaczenia. Ten list jest kaprysem i uznaj go za kaprys.
Może zresztą przez napisanie go uda mi się wszystko przyspieszyć?
Jeśli czuwasz, widzisz z pewnością, co ja wyrabiam. Co ja wyrabiam?
Uwierz mi, świetnie się bawię, choć bywają i momenty strachu.
Jesteś zły na mnie? Czujesz się bezsilny?
Zastanawiam się, jak ogromny ból Cię trawi. Jak cierpisz i drżysz w bezsilności, a wszystko przeze mnie. Pogodziłam się z tym, że wiele mi nie zostało, ale, wybacz mi znów, Chris, nie jestem samobójczynią. Chcę tylko, żebyś wiedział – myślę o Tobie. Jestem świadoma tego, że niebawem Cię zobaczę.
Zmieniłam się, wiesz? Nie boję się już. Jestem w stanie stawić czoła swoim decyzjom. Przestałam być małą dziewczynką. Na dobre.
Krew obmywa niewinność, słyszałeś o tym?
Chciałabym jedynie wiedzieć, czy to przeczytałeś. To wszystko.

Na szczęście niczyja,
Aidia Rosalie Carter.


Kiedy mężczyzna skończył czytać, kartka stanęła w płomieniach.
Chętnie zobaczyłby w nich nadawczynię listu. Choć przez chwilę, ułamek sekundy.
Potem sam ugasiłby ten ogień.
***
Aidia otworzyła oczy i przez chwilę jeszcze leżała, uspokajając oddech i zastanawiając się, dlaczego jej sny są tak realne.
To zdarzenie nie śniło jej się od sześciu lat.
Zerknęła na karafkę stojącą na etażerce. Była pusta.
Z westchnieniem wstała i podeszła do drzwi.
Nagle coś ją zatrzymało. Odwróciła się i spojrzała na biurko.
Koperta zniknęła.
Na jej miejscu leżał niewielki medalion na długim, srebrnym łańcuszku.
Róży pociemniało przed oczami.

21 komentarzy:

  1. 3 razy przerywano mi czytanie. Straszne, wiem.
    No więc podobało mi się. Masz bardzo fajny styl, mówiłam już o tym? A profesor Michaelis mnie dobił. Nie pytaj dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  2. MOGŁAŚ JUŻ DO NIEGO NIE WRACAĆ! O, szlachetna męczennico!
    Dziękuję!

    Przypuszczam, że mogłam w Twych oczach przesadzić. Cosh. To dimyn, c'nie?
    Ale i tak spytam.
    PYTAAM!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ proszę, cała przyjemność po mojej stronie. Z tego co pamiętam, kiedyś przerywali mi 5 razy, czytałam dwa dni. Tak po kawałeczku...

    Tak naprawdę to nic strasznego, tylko kiedyś wyobraziłam sobie Sebastiana jako nauczyciela, radośnie jeżdżącego po klasie na krześle obrotowym i rzucającego w uczniów długopisami. Byłam całkowicie trzeźwa!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Ja się nie daję! Jak mi coś przeszkadza, rzucam w to pierwszym w miarę trwałym przedmiotem, jaki dorwę.

    Cóż. Moje wyobrażenia Sebastiana jako nauczyciela są trochę inne. Czy mniej dziwne, nie stwierdzę.

    Ale Twoje mi się podobają! :3

    "
    - CZYTAJ PRACĘ DOMOWĄ!
    - Przecież zgłaszałem nieprzy... *pada na ziemię zabity długopisem*
    - KTOŚ JESZCZE CHCE SIĘ PODZIELIĆ REFLEKSJAMI NA TEMAT MOJEGO SPOSOBU NAUCZANIA?! Nie? To otwieramy zeszyty i piszemy temat: 'koty jako odwieczna inspiracja, ponieważ są śliczne'"

    To byłoby fajne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale wtedy tato zrobiłby strajk i sama musiałabym sobie gotować obiady i robić kanapki do szkoły...

    Ta argumentacja... *pada trupem*

    OdpowiedzUsuń
  6. No to jest mocne. Chociaż ja w sumie nie noszę kanapek do szkoły. Obiadów też nie musze jeść. Hm.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też obyłabym się bez nich, ale wtedy musiałabym je robić sama, bo tato by mi nie odpuścił. I tak jest zdziwiony faktem, ze biorę tylko jedną...

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie często stawiają ultimatum - ŚNIADANIE, ALBO ZOSTAJESZ W DOMU. Szkoda, że nie przed wyjściem do szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię śniadania. Najlepiej przed komputerem.

    OdpowiedzUsuń
  10. HA-HA! Ktoś tu jest uzależniooonyyy!
    Lubię to!
    Spadam, albowiem internet mi zaraz odłączą (genialny pomysł Rady Starszych), amen.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oooo... Mnie się podobało :D
    Serio mnie wciąga, bo zastanawiam się co bym zrobiła na miejscu głównej bohaterki. A robię tak tylko przy dobrych poczytadłach.

    Ja śniadań do szkoły nie biorę, bo jakoś chleb w plecaku zawsze dziwnie mi się zgniata i traci swoje pierwotne właściwości.
    Chociaż podejrzewam, że moje znajome mat-fizy zjadłyby go nawet w tak dziwnym stanie.

    OdpowiedzUsuń
  12. ...no liczyłam na obszerniejsze opinie. Bo naprawdę, tracę wiarę w to-to.

    Ale cieszę się, jeśli wciąga :3

    Ja czasem biorę budyń w słoiku! Siedzimy sobie na przerwie, wszyscy z jakimiś bułkami a ja z budyniem :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie trać wiary! Bo to naprawdę wciąga.

    U mnie niedawno zeżarliśmy całą surowa paprykę. A dziś spory kawałek sera, ot tak, bez niczego. Znaczy, z sałatką z paluszków krabowych.
    A tak na co dzień od jakiś 3 lat do szkoły nosze codziennie kanapkę z serem. Pamiętam ten szok, gdy przez przypadek mama wsadziła mi z z wędliną xD

    OdpowiedzUsuń
  14. :|

    O stara.
    Dzisiaj jedna wyciągnęła Cini-Minis *o*
    Poza tym w bufecie są galaretki owocowe domowej roboty :D
    Dziwniejszych rzeczy nie żremy. Na razie.

    O, a w gimnazjum miałam dietę szkolną - pierwszym posiłkiem był obiad po szkole.
    Potem musiałam brać leki co rano i przywykłam już do śniadań w domu, ale kanapki to dla mnie wciąż legenda, bo rzadko coś biorę do szkoły. Jeśli już, to tylko wtedy, kiedy ojciec wstaje o tej samej porze i mnie pilnuje o.O

    OdpowiedzUsuń
  15. Cini-Minis :D Opowiem wam scenkę z soboty z tym cudem związaną :D

    Razem z moją paczką wybraliśmy się na koncert KSU. Było jeszcze trochę czasu, a że zgłodnieliśmy to zgodnie pobieżyliśmy do sklepu nabyć odpowiednie produkty.
    Wyszliśmy zaopatrzeni w klika bułek, czekoladowego Mikołaja, Piccolo oraz wspomniane Cini-Minis :D
    Wszystko oprócz nich zdążyliśmy wpieprzyć na miejscu, ale tego była spora paka i nie daliśmy rady tak od razu. No to zapakowaliśmy koledze w torbę.
    Zaraz idziemy na ten koncert, wbijamy do budynku, ochroniarze na nas patrzą tak jakoś dziwnie, zaraz jeden podbija i tak podejrzliwie pyta "Czy mogę zobaczyć co jest w tej torbie?"
    Trochę zgłupiał jak wszyscy z szerokimi uśmiechami chętnie się zgodziliśmy, no ale dobra, kontynuuje swoje obowiązki.
    Otwieramy torbę, gościu patrzy, trochę szok, a my "Cini-Minis!". Biedak nie wiedział jak zareagować, więc popatrzył na nas tylko jakbyśmy uciekli z zakładu zamkniętego i stanął tam gdzie wcześniej. No ale musieliśmy jeszcze zagadać: "Tego się pan nie spodziewał!". No to już gość nie dał rady, zaczął się z nas śmiać i mówi "No nie, tego to nie." :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedyś miałam podobną sytuację. Na przedstawienie potrzebne były puszki po piwie. No więc pani zajmująca się teatrem wysłała mnie i jeszcze dwie osoby żeby wsypać trochę piasku (nie wiem po co) do pustych, które nam dała. No i potem wchodzimy do szkoły z tymi puszkami, śmiejące się jakbyśmy trzeźwe nie były. Podchodzi do nas woźna, z miną jak jakieś gestapo. Pani od teatru leci nas ratować. Na to koleżanka wyciąga do niej puszkę i woła "Proszę pani, udało się bez reszty!"
    Mina woźnej - bezcenna.

    OdpowiedzUsuń
  17. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam do kwadratu, nie nie do kwadratu. Do kwadratu to za mało uwielbiam od minus nieskończoności do plus nieskończoności. I pogroziłabym tobie gdyby groźby nie były karalne, tym że jeśli nie przestaniesz nienawidzić to coś ci zrobię xD.
    Matmeatyka z Sebastianem - zowaaa... Dwie rzeczy, które kocham w jednym. Ja kcem takiego nauczyciela od matematyki, albo lepiej od fizyki! Czy jestem jakaś nienormalna? :P

    OdpowiedzUsuń
  18. Yay.
    Z koleżanką nosimy sobie po galerii tekturową tabliczkę w ramach badać socjologicznych. Podchodzi ochrona:
    - MOŻEMY ZOBACZYĆ, CO TU JEST NAPISANE?
    Pokazujemy - rysunek patyczaka i podpis "szukamy tego gościa".
    Pięć minut później ochrona w całym przybytku o nas wiedziała i wszyscy się do nas uśmiechali jak do pacjentów w psychiatryku :3

    Twistedup, trochę przehiperboliłaś, ale dziękuję *o*
    Jejku, chcą mi grozić! Nienawiść jest ciekawa i też ma swoje owoce, a bloga i tak nie porzucam, póki nie skończę. Żadnego. Nigdy.

    Mnie odbija palma i na co nudniejszych przedmiotach mam dziwne fantazje typu "profesor Michaelis" albo "Batman na polskim". To jest dopiero fajne. Choć częściej śpię, rysuję albo puszczam bańki mydlane i udaję, że to nie ja.

    Kochasz matematykę? Yay, popierdoliło Cię :D
    A tak szczerze - też kocham! Kocham bez wzajemności, ale jestem silniejsza od niej i potrafię podtrzymać to uczucie! O!

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie porzucaj, nie porzucaj bo jeszcze ja Cię znienawidzę! xD

    Ojoj bańki na języku polskim. Z moją panią profesor to nie przejdzie. Kiedy mam jakieś dziwne senne majaki z moich ust wydobywają się bliżej nieokreślone dźwięki oraz słowa w stylu "wszystko tylko nie język polski".

    A ja kocham kocham miłością odwzajemnioną. Nigdy nie przypuszczałam, że polubię, a co dopiero pokocham. Zowaaaa... Matma jest spoko. W przeciwieństwie do takiej historii, no czy też polskiego w LO, zakładającego zrobienie ze mnie debila i nauczenia nie wyrażania swojego zdania, ale tylko przetwarzania informacji, a potem dostaje się laczki za prace pisane nie na temat. Pff... Swoje zdanie trzeba się uczyć wyrażać całe życie, bo jest to sztuka, której nie da się opanować zaledwie w ciągu dziewięciu lat nauki i takie być moje zdanie. Dobra, dobra. Kolejny laczek, bo nikt mnie o to nie pytał :P. Skończyłam już. Ach ten bulwers.

    OdpowiedzUsuń
  20. Och, Ty! Ja proponuję pogodzić Madzię z NWK, bo się buntnęła i nie chce pisać. Już w ogóle.

    Niee no, nasza na polskim też by się zbulwersowała. Ostatnio mi zasugerowała, że brak mi pokory, bo nie wiem wszystkiego itd. Wiem, że nie wiem, ale jaki to miało związek z moją awersją do filmu o gołym świętym Franciszku latającym po rynku? No naprawdę.


    Ożesz. Ty.

    U nas nie ogranicza, przynajmniej nie w ten sposób. Za to mamy fajną interpretację utworów:
    - Przeczytaj to!
    - "Zawisza uniósł rękę."
    - O co chodzi w tym fragmencie?
    - -.^

    Ja umiem wyrażać swoje zdanie! Mimo, że "ironia jest tu niewskazana"...

    OdpowiedzUsuń