Witajcie!
Jeśli ktoś tu jeszcze jest.
Jak widać wróciłam i można już mnie oglądać wśród żywych. Po trosze.
I ZAMEK Z SOLI TEŻ.
Niebawem.
Rozdział dziesiąty powstawał przez prawie rok i był zaczynany wiele razy. Niestety to, co jest poniżej, w całości powstało dziś wieczorem.
Jest to skutek zmiany komputera (TAK, TAAAAK!) i mojej własnej ułomności.
Powoli wracam do pisania i planuję skończyć Monochrom jeszcze w tym roku, a potem zabrać się za coś z fabułą. Miejcie się na baczności.
Zanim przeczytacie, chciałam przeprosić Wasze oczy. I mózgi też. Dopiero się uczę.
Nadal.
W dodatku jeszcze wczoraj nie sądziłam, że w ogóle kiedykolwiek coś jeszcze napiszę. I że Monochrom będzie żył.
Ba, jeszcze dziś rano tak nie sądziłam.
Teraz przewiduję, że będę pisać więcej, ponieważ w tym roku zdaję maturę, co oznacza więcej okazji do migania się od obowiązków. Nie będzie to tylko to coś, więc wszelakie miniaturki i inne łanszoty znajdziecie na moim deviantArcie i FanFiction.Net.
A teraz zostawiam Was sam na sam z wyjątkowo głupim rozdziałem Monochromu.
On również Was kocha.
***
Opowiem Ci historię o małej dziewczynce, która umierała każdej nocy.
Tak, że wszyscy byli zmęczeni jej życiem.
Łącznie z nią.
Czekając na koniec, dziewczynka nie chciała być sama. Nie rozumiała,
dlaczego tak musi być.
Nie rozumiała, dlaczego dla innych już jest martwa.
Dziewczynka miała starszą siostrę. Zdrową.
Dziewczynka była więc niepotrzebna. Jej życie było błędem.
Ona była błędem.
Karą.
Odziedziczoną karą.
Obłęd też bywa
dziedziczny.
***
Artur bardzo chciał
spytać, czemu jego żona milczy i wpatruje się w jeden punkt, odkąd wsiedli do
pociągu. Problem w tym, że bał się odpowiedzi.
Co zdarzało się coraz częściej.
Na jego szczęście Alice odezwała jednak się sama.
- Martwię się o nią.
To zdecydowanie było
coś nowego.
Postanowił poczekać, aż jego żona zechce kontynuować.
- Wydaje mi się, że
go kiedyś znałam – stwierdziła po chwili, wciąż nie patrząc na Artura.
- Słucham?
- Tego Sebastiana. Pamiętam
go. Zagraniczne nazwisko, wysoki, czarne włosy. Ten lekarz. Przyjeżdżałam na
święta do domu, a on…
Mężczyzna westchnął i
uniósł dłoń.
- Przepraszam, że ci
przerwę, ale to niemożliwe. Wtedy
Sebastian musiał mieć kilkanaście lat.
Alice przeniosła na
niego wzrok, jakby dopiero teraz przypomniała sobie o jego obecności.
- Pomyliłbyś go z
kimś innym? – Artur zauważył, że jej głos stał się niebezpiecznie wysoki.
Jego żona rzadko chciała rozmawiać o czasach sprzed śmierci jej rodziców, a on
nie naciskał. Wiedział zresztą, że nie są to miłe wspomnienia. Był jednak
pewien człowiek, o którym często mówiła. Opowiadała, że przerażał ją, a
jednocześnie przyciągał. Że Róża spędzała z nim każdą chwilę, a jednak nigdy
nie uśmiechała się w jego towarzystwie. Że pomógł jej siostrze przeżyć i –
paradoksalnie – jeszcze bardziej oddalił ją od reszty rodziny.
I że potem zniknął.
Dokładnie w noc, gdy zostały zupełnie same.
Pytanie Alice było
uzasadnione. Sebastian był charakterystyczny, ale nie o to chodziło. Było coś w
jego postawie, w jego każdym geście, uśmiechu i spojrzeniu, co przyprawiało o
ciarki. Coś, co sprawiało, że człowiek bał się przebywać w jego towarzystwie, a
jednocześnie trudno mu było z niego zrezygnować.
Artur z pewnym trudem
uśmiechnął się do żony.
- Jesteś zmęczona.
Prześpij się trochę, porozmawiamy w domu.
***
Śmiesznie się złożyło, że siostra dziewczynki zazdrościła jej uwagi,
jaką wszyscy jej poświęcali, dziewczynka z kolei zazdrościła siostrze
wszystkiego innego – od zdrowia po swobodę i możliwość kontaktu z rówieśnikami.
Dziewczynka miała dwoje przyjaciół. Jeden z nich to starszy o kilka lat
chłopiec, mieszkający kilka domów dalej. To był zupełny przypadek, że się
poznali, bo dziewczynka wychodziła tylko na spacery z opiekunem i przedtem z
nikim prócz niego nie rozmawiała.
Drugim przyjacielem był ten właśnie opiekun – a właściwie jej osobisty lekarz.
Przyjechał zza granicy i nikt nie wiedział, dlaczego chciał pomóc dziewczynce
za śmiesznie niską cenę. Nic w ich wzajemnych stosunkach nie wzbudzało
podejrzeń – w każdym razie nikt nie wpadłby na prawdziwy powód jego obecności.
Po przybyciu Opiekuna dziewczynka zaczęła zdrowieć.
Ale paradoksalnie wcale nie naprawiło to relacji rodzinnych.
Siostra uczyła się w szkole z internatem, dziewczynka jedyną rodzinę
widziała w dwójce swych przyjaciół, a rodzice chcieli wszystko naprawić.
Tylko że nie zdążyli.
***
- Nie jesteście ze
sobą blisko, prawda?
- Gabryś, już
mówiłam, że Sebastian jest gejem.
Sagan prychnął.
Sebastian uniósł brwi
i wrócił do pisania.
- Głupia jesteś.
Mówiłem o Alice. Zachowuje się jak matka-robot.
- Jak macocha.
- Może.
Aidia zajęła się
wiązaniem supełków na frędzlach narzuty.
- Jak dla mnie, to
jest nadopiekuńcza.
- Tak, ale… - Gabriel
uznał, że kontunuowanie tej rozmowy będzie pozbawione sensu. W relacjach sióstr
zawsze było coś niepokojącego i wymuszonego. Gdy rodzice Aidii jeszcze żyli,
miał przeczucie, że coś złego dzieje się w jej domu, ale zupełnie nie wiedział,
co może dla niej zrobić.
Właściwie to do dzisiaj tego nie wiedział.
Wyglądało na to, że
Róża albo nie odnotowała przerwanej wypowiedzi przyjaciela, albo postanowiła ją
zignorować.
- Właściwie to nie
wiem, czy Sebastian jest gejem – oznajmiła w zadumie.
- …ty cały czas nad tym myślałaś… – mruknął do siebie Gabriel.
Aidia jakby
nieświadomie dotknęła łańcuszka na swojej szyi, po czym zeskoczyła z sofy,
podbiegła do biurka i nachyliła się nad Sebastianem.
Ten wydawał się
niewzruszony.
- Przeszkadzasz mi –
oznajmił.
W odpowiedzi objęła
go od tyłu i wtuliła nos w jego włosy.
- Teraz przeszkadzasz
mi bardziej.
- Jesteś
homoseksualny? – Spytała, podnosząc głowę.
- W tej chwili jestem
aseksualny.
- A potem?
Sebastian odwrócił
się i, ku niezadowoleniu Sagana, chwycił podbródek Róży.
- Potem zamknę cię w
bibliotece i zrobię ci…
- JEZUS MARIA –
Gabriel zerwał się z sofy z zamiarem opuszczenia salonu.
- …powtórkę z
matematyki, bo niedługo zdajesz maturę, a głowę wciąż zaprzątają ci głupoty –
dokończył ze stoickim spokojem Michaelis, po czym odsunął od siebie Aidię i
wrócił do pisania.
- Gabryś, odwrót –
stwierdziła rzeczowo dziewczyna, złapała przyjaciela za rękę i pobiegła z nim
na górę.
Sebastian z
westchnieniem włożył kartkę do koperty.
Coś musiało się
zmienić.
***
Dziewczynka nie płakała, gdy jej rodzice umarli. Tej nocy obie siostry
wzięła do siebie rodzina jej przyjaciela. Dziewczynka zamknęła się w pokoju –
co przyjęto jako efekt szoku - i
wpuściła tylko jedną osobę.
W tej całej krzątaninie nikt nie zauważył, że dziewczynka rano wyszła sama.
***
Z jakiegoś powodu
lubiła to miejsce. Ten skromny i wręcz niepokojąco czysty pokoik na strychu
Sebastiana.
Przyciągnęła go tutaj
twierdząc, że mogą policzyć razem sekundy do momentu, gdy właściciel domu
zacznie ich szukać, a teraz Aidia leżała z głową na kolanach Gabriela i bawiła
się medalionem. Chłopak przez chwilę obserwował ruchy jej palców. Zupełnie jak
za dawnych czasów – cisza, bliskość i iluzja, że są zupełnie sami. I ten
wisiorek…
Gabriel zmarszczył
brwi.
- Skąd go masz?
Drgnęła.
- Hm?
- Medalion. Mówiłaś,
że ci zginął.
- Alka go gdzieś znalazła
– powiedziała bez wahania dziewczyna.
Przez chwilę Gabriel w
milczeniu gładził Aidię po włosach, na co ta przymknęła oczy i zamruczała
aprobująco.
Nagle Sagan
znieruchomiał.
- Kłamiesz.
- Słucham? – Róża
otworzyła oczy.
- Kłamiesz. Miałaś go
jeszcze, zanim Alice przyjechała.
Aidia usiadła.
- Po co miałabym
kłamać?
- Właśnie się
zastanawiam.
Zachowując
śmiertelnie poważny wyraz twarzy, dziewczyna położyła dłonie na ramionach
przyjaciela i spojrzała mu prosto w oczy.
- Czas, byś to
zrozumiał, Gabrielu. Jesteś facetem. Nie rozróżniasz damskiej biżuterii.
Odsunął jej ręce.
- Po co chcesz mnie
nabrać? Przecież widziałem, jak przed chwilą zareagowałaś.
W tej chwili Róża
musiała dokonać wyboru: albo będzie bawić się w syndrom wyparcia, albo…
- Masz rację. Tak
naprawdę go nie nosiłam, bo był okropny. Obrzydliwy. Stary i brzydki.
Przypominał mi szpital. Cuchnął. Ale ostatnio zmienił mi się gust, ponieważ
jestem kobietą. Nie chciałam ci mówić, bo zacząłbyś robić mi wykłady na temat
mojej psychiki, wolałam więc powiedzieć, że go zapodziałam. Zadowolony?
Gabriel milczał przez
chwilę, więc Aidia otworzyła usta, by powiedzieć coś jeszcze. Nie zdążyła
jednak, bo uciszyły ją wargi przyjaciela, które ów na ułamek sekundy przycisnął
do jej własnych. Kiedy się odsunął, uważnie popatrzył jej w oczy.
- Nie rozumiem cię –
oznajmił spokojnie.
W tym momencie do
pokoju wszedł Sebastian z miną, jakby wcale nie miał pojęcia o tym, co się
właśnie wydarzyło.
- Aidio, przyszedł do
ciebie list.