Stronę wyświetlano:

sobota, 30 lipca 2011

03. Jego ofiara, w kłopocie.

Dzisiejszy odcinek wyjątkowo długi i wyjątkowo zagmatwany, ale chyba tłumaczyłam już, jak będę pisać. Miałam natchnienie i przyznam, że mi się podoba, ale ocenę pozostawiam czytelnikom - trudno oceniać tekst, który ci się przejadł. Zresztą był inny, ale komputer znów poszedł do formatowania. Szkoda, ale ten chyba jest ciekawszy. Zapraszam do lektury.

*** 

Czas mijał nieubłaganie, jak to miał w swym zwyczaju. W końcu Aidia przyzwyczaiła się do stałego bycia napastowaną przez Sebastiana. Tak więc nawet, gdy w dniu zakończenia roku szkolnego przyjechał po nią i jak gdyby nigdy nic pochwalił za poprawienie ocen studiując jej świadectwo, nie wytrąciło jej to z równowagi. Przynajmniej niezbyt mocno. A jednak nie warto kręcić głową nad naiwnością Różyczki. Wielokrotnie próbowała odkryć motywy zainteresowania demona jej osobą, nieraz też poruszała ten temat w ich rozmowach. Ponieważ nigdy nie pytała wprost, Sebastian zawsze zgrabnie sprowadzał rozmowę na inny tor, za każdym razem uśmiechając się pobłażliwie. Po dwóch miesiącach dziewczyna skapitulowała tłumacząc sobie, że jeśli ma tego później pożałować, i tak jest to nieuniknione. Prawda była jednak taka, że przywiązała się do niego i zwykła słabość powoli usypiała jej czujność.
Sebastianowi tymczasem wielką radość…cóż, może raczej satysfakcję sprawiało obserwowanie jej. Był zaintrygowany nową zabawką i bawiło go patrzenie, jak bardzo przywiązuje się do niego, jak czerwieni się, kiedy ten się zbliży…bawiła go każda oznaka jakichkolwiek uczuć z jej strony. A trzeba przyznać, że była ciekawszym obiektem do obserwacji, niż Ciel. Demon nie zapominał, do czego dąży, ale finał gry nie byłby tak wspaniały, gdyby nie słodki okres oczekiwania.

***
- Aidio, powinnaś wstawać.
Dziewczyna mruknęła coś i przewróciła się na drugi bok. Sebastian nachylił się nad nią, delikatnie odgarnął jej włosy i z twarzą zawisłą o milimetry od niej szepnął:
- Kochanie…czas wstać, już dałem ci odespać po wczorajszym.
Róża natychmiast zerwała się z łóżka.
- SŁUCHAM?!
- Za pozwoleniem, moja dykcja jest…
- CO TO MIAŁO ZNACZYĆ?! „KOCHANIE”?!
Demon uśmiechnął się.
- To nieistotne. Wstałaś, prawda?
***
- W tak krótkim czasie świat zaskakująco się zmienił. Naprawdę, trudno orzec, czy koniecznie na lepsze…żeby to coś w sklepach nazywać herbatą…
Aidia otworzyła usta, żeby przypomnieć parzącemu zdobytą skądś „dobrą” herbatę Sebastianowi, iż jako demon nie może czuć smaku jakiegokolwiek napoju, jednak opanowała się. Ten spojrzał na nią przelotnie i mówił dalej.
- Kłamstwo obecne jest nawet w zwykłych pudełkach z herbatą. Zdumiewające, jak można tę niewprawną kombinację nazwać Earl Grey’em…
Dziewczyna znów otworzyła usta, żeby przypomnieć mu, że się powtórzył, ale opanowała się.
- Zakłamanie wyczuwam nawet w twoim milczeniu, bo wyraźnie chcesz coś powiedzieć, a jednak już od czterdziestu trzech minut i trzydziestu ośmiu sekund milczysz. Winny jestem ci gratulacje, bo rzadko pozbawiasz mnie przyjemności słuchania twego głosu na tak długo.
Aidia już chciała się odgryźć, jednak znów się opanowała. Demon odwrócił się, żeby nalać wrzątku do imbryka – dziewczyna nie widziała więc jego uśmiechu.
- Albo pragniesz sprowokować u mnie jakieś działania poprzez zmuszenie mnie do odczytywania swych niewyrażonych życzeń, albo jesteś obrażona, bo coś cię trapi i zrzucasz odpowiedzialność za to na mnie. A ponieważ nie widzę powodu, dla którego miałabyś być obrażona…
- Nie lubię Earl Grey’a! – stwierdziła szybko Róża.
- Ach, nie piłaś nigdy prawdziwego Earl Greya. – Sebastian, nie ukrywając zadowolenia, podsunął dziewczynie filiżankę z napojem.
Dziewczyna wahała się przez chwilę, ale w końcu chwyciła ją. Sebastian usiadł naprzeciwko.
- Więc, o co chodzi tym razem?
- Nie zaczynamy zdania od „więc”. – Warknęła Aidia.
- Wydaje mi się, że nie o poprawność gramatyczną mojej wypowiedzi spytałem.
Róża przez chwilę milczała. W końcu postawiła filiżankę z hukiem i wstała.
- Co miał oznaczać ten tekst dziś rano?! I co ty w ogóle robiłeś u mnie o tej porze?
- Byłem tu całą noc.
Dziewczyna pobladła.
- Ale…w nocy…gdzie?
- Cóż za niemądre pytanie. Z tobą, oczywiście.
Aidia jęknęła i oparła się o ścianę. Na twarzy Sebastiana wykwitł uśmiech sadysty znęcającego się nad bezbronną ofiarą.
- Sebastian…żartujesz sobie?
- Nie rozumiem, gdzie widzisz tu miejsce dla żartów.
Nastała chwila pełnej oczekiwania ciszy. Właściwie to Aidia oczekiwała, rozpaczliwie wyszukując w swej pamięci jakichś wspomnień z wczorajszego wieczoru. Sebastian…w sumie to trudno powiedzieć, co robił, bo jego postawa jakoś się nie zmieniła. W końcu podszedł do dziewczyny, objął ją delikatnie i cicho powiedział:
- Jeśli następnym razem wrócisz o tej porze i w takim stanie, to twoja siostra będzie trzymać twoje włosy nad muszla klozetową, poić cię rumiankiem i usypiać. Tylko, że ona nie będzie taka uprzejma z rana.
- SEBASTIAN!
- Nic się nie wydarzyło. Zresztą raczej byś pamiętała. – Tutaj uśmiechnął przebiegle.
- JA MAM SZESNAŚCIE LAT!
Demon puścił ją.
- Więc pamiętaj o tym następnym razem, kiedy będziesz chciała sobie poimprezować.

Wkrótce Aidia już nawet zaniechała buntów i oświadczeń, jakoby Michaelis nie miał prawa jej tak pilnować. Ponadto polubiła Earl Grey’a. Jednak to chyba nieistotne. Istotne jest to, że Aidia bez nadzoru nie poszła już na żaden koncert ani nawet domówkę. Ponieważ nadzór ów stanowił Sebastian, dziewczyna wolała na wszelki wypadek wyrzec się tych przyjemności. Mimo to nie miała powodów, by narzekać na nudę…

Sebastian, prowadzony po trosze brakiem pomysłów na to, co mógłby ze sobą zrobić, kiedy nie ma co robić, oraz po trosze sam-nie-wiedział-czym kupił sobie dom. O źródło funduszy Aidia wolała nie pytać, co do innych – cóż, jeśli przystojny, charyzmatyczny i dobrze ubrany młody mężczyzna nie budził w nich zaufania, budziły je same pieniądze i nikt nie odczuwał potrzeby, by nie iść w ślady panny Carter w tej kwestii.
Nie był to zwyczajny dom. Dość spora posiadłość z parkiem była niegdysiejszą letnią rezydencją pewnego bogatego małżeństwa. Późniejsi spadkobiercy owego cuda rozjechali się po świecie od lat nie raczyli zerknąć nawet na rozpadający się dom, odmawiali też udostępnienia go zwiedzającym. Kiedy ostatni właściciel zaczął popadać w długi, przypomniał sobie o opuszczonej posiadłości i sprzedał ją pierwszej chętnej osobie, później z resztą wyśmiewając jej naiwność. Michaelis jednak nie był naiwny. Trzeba rzec, że raczej piekielnie sprytny. Bo jakimś cudem niewiele później rozpadająca się rezydencja wróciła do dawnej świetności.
Kiedy Aidia po raz pierwszy odwiedziła Sebastiana, o mało nie zemdlała. O mało, bo omdlenie z pewnością przeszkodziłoby jej w radosnym obiegnięciu wszystkich pomieszczeń i wybraniu sobie pokoju. Na szczęście Sebastian postanowił zignorować tę śmiałość zanim jeszcze miała miejsce – w końcu sam ją przewidział. Ciekawie będzie mieszkało się z nią na jego prawach, nawet na krótko.
Początkowo dziewczyna jedynie odwiedzała Sebastiana tak jak wcześniej on ją, aż raz zasiedziała się do późna. Wówczas Sebastian z chytrym uśmieszkiem odmówił zarówno odwożenia jej, jak i wypuszczenia samej o tej porze, przypominając o ilości pokoi i tym jednym, przywłaszczonym przez nią. Wtedy pierwszy raz została u niego na noc, później powtórzyło się to kilka razy, gdyż Sebastian postanowił skracać jej godzinę policyjną nie zważając na jakiekolwiek oznaki zażenowania czy protesty. W końcu dom Michaelisa stał się jej środowiskiem naturalnym. Nawet i jego samego nieśmiało nazywała przyjacielem, co wywołało u niego ironiczny uśmieszek – jedyna osoba, która zrobiła to przed nią, od dawna nie żyła. Aidia pokochała klimat posiadłości i godzinami potrafiła wysiadywać w ogrodzie lub biegać po nim z aparatem, najczęściej za właścicielem domu, kiedy tylko się pojawił. Oczywiście pojawiał się często – Aidia była nie tyle jego „przyjaciółką” czy gościem, co zabawką, obiektem obserwacji. Wciąż bawiło go przekomarzanie się z nią i jej reakcje, często zupełnie niespodziewane, dlatego lubił mieć ją przy sobie, choć może to zabrzmieć nieco sentymentalnie.

Pewnego wieczoru, po całodziennym upale rozpętała się burza. Trwała do późna, co utrudniało Róży sen, więc usiadła na szerokim parapecie i przyglądała się tej apokalipsie z bezpiecznego kąta. Nie miała w sumie pewności co do tego bezpieczeństwa, ale mało ją to obchodziło. Nie bała się burzy i zawsze szczerze wyśmiewała tych kulących się ze strachu. Gdy była młodsza, często prowokacyjnie wybiegała w ulewę i śmiała się z każdego grzmienia, co jej opiekunów przyprawiało o palpitacje.
Zagrzmiało. Aidia oparła głowę o szybę i z fascynacją obserwowała niemalże wściekłą ulewę.
- Znów nie śpisz.
Prawie podskoczyła.
- Dlaczego wchodzisz bez pukania?!
- Pukałem.
- Wcale nie, niczego nie słyszałam.
- Zasłuchana w swoich myślach?
- Co tu robisz? – Warknęła, zwracając Sebastiana w stronę prozaicznej rzeczywistości.
- Chciałem sprawdzić, czy ta pogoda cię nie niepokoi.
- Nie niepokoi. Wyjdź. – Róża czuła się przyłapana – oto obiekt jej rozmyślań pojawił się tu na jawie.
Zaśmiał się i usiadł obok.
- Zapominasz się. Pamiętaj, że jesteś tu gościem.
- Więc chyba mam prawo do prywatności?!
- Nie odbieram ci go. Tylko że ja, jako twój gospodarz, mam obowiązek towarzyszyć ci i pilnować, byś się nie nudziła.
- Aha.
- Gorzko zabrzmiało to „aha”. Jakbyś zawarła w nim jakieś zarzuty.
- Może źle wykonujesz swój obowiązek?
Uśmiechnął się i dziewczyna pożałowała swoich słów. Ten uśmiech nie wróżył niczego dobrego.
- Mogę sprawić…żebyś się nie nudziła. – wyszeptał zbliżając swoja twarz do niej. Ręce oparł o ścianę za nią odcinając Róży drogę ucieczki. Poczuła, że jest jej gorąco.
- Więc przyszedłeś, żeby…
- Nie zaczyna się zdania od „więc”.
- Sebastian!
- Tak.
- Ty podły...
- W końcu… - palcami jednej ręki delikatnie przeczesał jej włosy – jestem demonem.
Spuściła wzrok.
- Ale wiem, że nie krzywdzę cię tym w żaden sposób. Widziałem twoje spojrzenia.
- Idiota!
Aidia była już zupełnie rozdarta. Fakt, Sebastian miał…dziwne poczucie humoru i często zabawiał się jej kosztem, ale nigdy nie zaszło to za daleko. Zawsze, mimo zdradzieckich rumieńców na twarzy, których nie mogła w żaden sposób powstrzymać, wiedziała, że demon robi sobie żarty. Bała się przyznać sama przed sobą, że zaczynało ją to ranić. Miała bolesną świadomość, że przez niego czuje coś dziwnego, że samo jego pojawienie się zaczyna wywoływać u niej nieznane wcześniej reakcje. Czuła się uzależniona, ale wmawiała sobie, że po prostu przeżywa młodzieńczy, złudny zachwyt, bo Sebastian jest starszy, przystojny, i…cóż, nazwijmy to utalentowaniem. W dodatku był demonem, co już zupełnie było abstrakcyjne. Do dwuznacznych sytuacji doprowadzał często, ale nigdy jeszcze nie czuła, ze jest tak blisko.
- Kogo nazywasz idiotą?
- Widzisz tu jeszcze kogoś?
- Aidia, boisz się mnie?
- Dlaczego niby miałabym…
- Więc spójrz na mnie.
- Nie.
- Boisz się.
- Nie!
- Syndrom wyparcia?
- Przestań się ze mną bawić! – wrzasnęła dziewczyna próbując odepchnąć demona od siebie.
Zaśmiał się, a Aidię przeszedł dreszcz.
- Teraz to mówisz? Co robiliśmy przez cały czas, jeśli się nie bawiliśmy? Czym była nasza znajomość, jeśli nie grą? Wiesz, spróbuj czasem odpuścić. Życie… -
Zagrzmiało i błyskawica rozświetliła pokój.
- Jest grą. – W tym momencie Aidia faktycznie odpuściła. Ustami wpiła się w jego wargi i wsunęła rękę w czarne włosy. Jeśli to gra, nie ma nic do stracenia, prawda? Nie będzie napięcia, dziwnego zachowania. Nie ma zobowiązań. To tylko gra. A Róża ma prawo ulec pokusie, gdy on jest tak blisko. Sebastian pogłębił pocałunek. Trwali tak przez dłuższą chwilę, aż Michaelis delikatnie oderwał się od dziewczyny. Jej szeroko otwarte oczy błyszczały, niemalże rozpaczliwie starała się uspokoić oddech.
- Wybacz. – Rzekł Michaelis. – Ale chyba mamy gościa.