Nie mam pojęcia, o czym jest ten rozdział.
Po Kapitularzu pochorowałam się tak bardzo, że aż powstał rozdział. W porządku, naprawdę planuję COŚ z tym - znaczy, z Monochromem - zrobić. A na razie... ten...
Nie wiem.
Chciałabym raz jeszcze - hej, nie przewijaj, to w dole nie jest wcale ciekawsze - zaprosić na Codziennik (linki obok, pysiaczki). Ponieważ go kocham, śledzę i jest częścią mnie. A także prowadzi go Nichi, którą również kocham, śledzę, a z tą częścią to lepiej, jak nic nie powiem.
Ten rozdział - jako samą Jednostkę Pracy Samodzielnej, a nie treść, która jest fatalna - dedykuję wszystkim tym, którzy się za pisanie nie wzięli, a powinni. I wiedzą, że to o nich.
Wiecie, przeczytałam "Chwilę dla Ciebie" i spozirając na Monochrom czuję się już trochę lepiej.
***
Sebastian
otworzył drzwi zanim jeszcze Aidia zdążyła wyjąć klucze. Bez słowa odsunął się, wpuszczając szeroko uśmiechniętą dziewczynę i zamykając drzwi. Kiedy
przekręcił klucz też w drugim zamku, otworzyła już usta, by zapytać, dlaczego
to zrobił, jednak pytanie uwięzło jej w gardle. Ponieważ zobaczyła jego twarz.
Sebastian
Michaelis ewidentnie był wściekły. W tym stanie Róża jeszcze nigdy go nie
widziała i w owej chwili uświadomiła sobie, że wolałaby, aby tak pozostało. W
dodatku jego świdrujące spojrzenie skierowane na dziewczynę wskazywało, że był
wściekły na nią. Zresztą, nie tylko
ono.
-
Ty – zagrzmiał, robiąc krok w jej stronę.
Ten
brak elokwencji jeszcze bardziej zaniepokoił Aidię. Cofnęła się.
Zbyt
wiele jej ów ruch nie pomógł, gdyż Sebastian nie miał ochoty na zabawę w berka
i w jednej chwili znalazł się tuż obok, mocno chwytając przedramię dziewczyny.
Ta syknęła z bólu. Uczucie lęku zaczęła powoli zastępować złość.
-
Sebastian. Puść mnie – zażądała.
Demon
nie odpowiedział. Ciągnąc głośno protestującą Różę za sobą ruszył do salonu,
gdzie praktycznie rzucił ją na sofę. Wyraz jego twarzy powstrzymał wszelkie
chęci ucieczki, więc Aidia tylko skuliła i zaczęła rozmasowywać rękę, czekając
na wybuch.
Ale
Sebastian przemówił całkiem spokojnie.
-
Czy miałaś problemy z dojazdem?
Róża
zamrugała. Po chwili wahania postanowiła odpowiedzieć.
-
Nie, dlaczego…
-
Zostałaś dłużej w szkole? – Przerwał jej mężczyzna.
-
Po co miałabym…
-
W porządku. Czy twój telefon jest sprawny?
Aidia
zaczęła zastanawiać się, czy to jej się nie śni.
- Słucham?
-
Słyszałaś. Czy twój telefon jest sprawny?
-
Tak – powiedziała po prostu.
-
Pokaż.
- Co?
-
Pokaż mi swój telefon.
Zanim
zdążyła zaprotestować, Michaelis sam
sięgnął po jej plecak i wyjął urządzenie z przedostatniej kieszeni. Aidia
postanowiła nie pytać go, skąd znał dokładne położenie jej telefonu. Zwłaszcza,
że zazwyczaj nosiła go po prostu w kieszeni spodni.
Sebastian
nacisnął jeden przycisk na aparacie i nachylił się nad dziewczyną.
-
Spójrz.
Spojrzała.
-
Co tu widzisz?
Aidia
milczała, porażona prostotą pytania.
W
reakcji Michaelis wyprostował się. Jego oczy poczerwieniały i dziewczyna
przysięgłaby, że w pokoju zrobiło się chłodniej.
-
Aidio. Co zobaczyłaś na ekranie? – Spytał cicho, choć ton jego głosu zwiastował
mało spokojny wieczór.
Róża
postanowiła jednak odpowiedzieć.
-
Listę nieodebranych połączeń, jakie to ma…
Znów
nie skończyła, ponieważ przerwał jej ogromny hałas – spotęgowany dźwięk
tłuczonego szkła, gdy szyby wszystkich okien w salonie popękały na drobne
kawałki.
-
Sebastian! – Krzyknęła zaskoczona.
-
Więc może jesteś chociaż w stanie wytłumaczyć mi, jakim cudem przeoczyłaś.
Sześćdziesiąt. Osiem. Połączeń. Przychodzących?
Nastała
cisza, którą chwilę potem przerwał wybuch śmiechu.
-
Tylko o to chodzi? Od kiedy jestem zobowiązana do warowania przy telefonie na
wypadek, gdybyś zdecydował się zadzwonić?
Ogromy,
kryształowy żyrandol spadł na podłogę, dzieląc smutny los szyb okiennych.
-
Gdzie byłaś? – Zapytał po prostu Sebastian, tym razem głośniej.
-
Gdybyś jednak wszczepił mi czip pod obrożę, nie miałbyś takich problemów –
wycedziła drwiąco Róża, zrywając się z sofy.
-
Gdzie. Byłaś?
Tym
razem Michaelis w odpowiedzi otrzymał jedynie wyzywające spojrzenie.
Tego
było za wiele. Jak dotąd im trudniejsze wydawało się kontrolowanie dziewczyny, z
tym większą determinacją Sebastian dążył do tego celu. Dzisiejsze wydarzenie z
pewnością nie było niczym szczególnym, jednak uświadomiło demonowi, jak małą
władzę miał nad Aidią. To była jego gra, jego wygrana. Nie miał zamiaru
się poddawać. Dziś zdecydowanie zasłużyła na karę.
Uśmiechnął
się upiornie, obnażając ostre zęby. Mimo, że było dopiero popołudnie a słońce
świeciło w najlepsze, w pokoju zrobiło się zdecydowanie ciemniej. Czerwone oczy
jarzyły się w półmroku, gdy Sebastian zbliżył się do dziewczyny.
-
Widzisz, próbowałem być łagodny. Czy spędziłaś ze mną… - popchnął ją na
oszkloną szafkę z taką siłą, że drzwi pękły i roztrzaskały się o podłogę -
…niewystarczającą ilość czasu, żeby uświadomić sobie swoją pozycję?
Dłonie
umiejscowił po obu stronach dziewczyny i przysunął się bliżej.
-
Czy naprawdę nie rozumiesz, co się tu dzieje? – Powoli uniósł jedną rękę i
wsunął ją we włosy Aidii, po chwili zaciskając boleśnie palce. Syknęła.
-
Uważasz, że możesz robić, co ci się podoba?
Nachylił
się nad jej uchem.
-
Bądź grzeczną dziewczynką. Nie zapominaj… - szarpnął mocniej za włosy - …że nie
należysz już do siebie.
Dziewczyna
czuła, jakby wracały do niej wszystkie jej koszmary. Oddychała szybko – nie
dlatego, że bała się Sebastiana. Jego zachowanie przypomniało jej jednak pewną
sytuację sprzed lat, takie samo uświadomienie, jak bardzo jest bezsilna. Demon
uśmiechnął się szerzej zauważywszy, że jego ofiara drży. Otworzyła usta, aby
coś powiedzieć.
-
Milcz – nakazał Sebastian, zanim wydała z siebie najmniejszy dźwięk.
*
Alice
Dębska nie była głupia ani naiwna. Przynajmniej nie uważała się za taką.
Owszem, troszczyła się o bliskich. Tak bardzo, jak było to możliwe. Ale
dlaczego troska o kogokolwiek miałaby być dla niej ciężarem? Każdy jest
odpowiedzialny za siebie. Jeśli nie weźmie spraw w swoje ręce, może zupełnie
stracić kontrolę.
Nie
ma potrzeby zabawiania się w miłosiernego Samarytanina. W pierwszej kolejności
należy zadbać o siebie.
Pani
Dębska doskonale o tym wiedziała. Aidia była jej siostrą, nie córką. Dziewczyna
miała gdzie mieszkać, co jeść, w co się ubrać. Ale dlaczego Róża miałaby być
częścią jej rodziny? Zdecydowanie nie
chciała jej tu. Alice miała swój idealny, zupełnie nowy świat i bez względu na
to, jak była przywiązana do Róży, dziewczyna zupełnie do niego nie pasowała.
Alice
wparowała do mieszkania i nawet nie zamykając za sobą drzwi popędziła do
kuchni. Omiotła pomieszczenie uważnym spojrzeniem i na jej twarzy pojawił się
wyraz ulgi. Z głębi mieszkania dało się słyszeć trzask zamka w drzwiach i
kroki. Artur, mąż Alice, zignorował zachowanie żony. Zresztą, wiele jej
zachowań nauczył się ignorować w ciągu tych paru lat. To było o wiele prostsze,
niż rozmowa na ich temat. Pan Dębski więc po prostu odwiesił klucze, uspokajająco
przejechał dłonią po włosach żony i wyszedł.
-
Artur.
Mężczyzna
zatrzymał się.
-
Zadzwoń, proszę, do Aidii.
*
Słodki
zapach lata, świeżość powietrza i sezonowe stoiska z różnościami. Gabriel
biegał od jednego do drugiego, trzymając za rękę Różyczkę. Sprzedawca w jednej z
takich budek podarował mu malutki pierścionek z plastikowym sercem, zachęcając,
by chłopiec dał go koleżance. W słońcu brokat na pierścionku lśnił i zachwycał dziecięce oczy
a obdarowana roześmiała się i pocałowała chłopca w policzek, na co ten dla
zasady skrzywił się nieco.
To
był piękny sen. Bardzo realistyczny. Przeuroczy.
Dopóki
Aidia nie ujrzała twarzy ciemnowłosego sprzedawcy.
Dziewczyna
gwałtownie zaczerpnęła powietrza, by zaraz obudzić się w pozycji siedzącej,
mocno trzymana przez Sebastiana. Żadne z nich nie wydało z siebie najmniejszego
dźwięku, kiedy Aidia uspokajała oddech. Żadnych pytań czy spojrzeń.
Było
za to pukanie do drzwi.
Sebastian
bez słowa wstał, by wpuścić intruza.
- Hej, zastanawiałem się, gdzie… - w tym momencie jest wzrok padł na
zastygłą na łóżku Michaelisa Aidię - mogę znaleź…ć… Róża, co ty tu, do cholery,
robisz?!
-
Do niedawna spała – wyjaśnił demon.
-
Nie ciebie pytałem!
-
Nadal nie przypominam sobie, kiedy przeszliśmy na „ty”.
W
tym momencie Gabriel Sagan postanowił być mężczyzną. Spojrzał z góry na rywala,
aczkolwiek o głowę wyższego, i skupił się na wydobyciu z siebie jak najbardziej
samczego i stanowczego głosu. I gdy już otworzył usta, niepotrzebnie spojrzał
Sebastianowi w twarz.
-
Chcę z tobą porozmawiać na osobności – pisnął.
Michaelis
bez słowa wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi, po czym poprowadził
walczącego ze sobą chłopaka do kuchni. Tam odwrócił się i spojrzał na Sagana
wyczekująco.
Gabriel
wziął głęboki oddech. Tyle nieuporządkowanych myśli zajmowało jego głowę, a on
nawet nie wiedział, jak ubrać je wszystkie w słowa. Ani od której zacząć.
Zaczął więc on najgłośniejszej.
-
Zostaw ją w spokoju! – Ryknął, tym razem starając się nie patrzeć w twarz
rozmówcy.
Sebastian
uniósł brew. Po krótkiej chwili uznał jednak, że to może być zabawne.
- Co
masz na myśli? – Spytał uprzejmie.
-
Słuchaj!
-
Słucham.
-
Nie mam pojęcia, jakie są wasze chore relacje, ale to mi się nie podoba! Znam
Aidię od dziecka i nie wierzę, że zgodziłaby się na jakieś galeriańskie układy
z… - tu omiótł spojrzeniem postać Sebastiana – TOBĄ. Jeśli zmuszasz ją do czegoś, będziesz miał ze mną do
czynienia, rozumiesz?!
Demon
pokiwał głową, na znak, że rozumie.
- W
ogóle, czego od niej chcesz? Nie możesz znaleźć sobie jakiejś taniej szmaty?! Pełno
tego gówna poleciałoby na twoją kasę! RÓŻA TAKA NIE JEST!!!
Michaelis
z uprzejmym uśmiechem wysłuchał chłopca, a gdy ten przerwał, by złapać oddech,
demon uniósł dłoń.
-
Gabrielu.
Rozmówca
spojrzał na niego pytająco.
-
Ale o co ci właściwie chodzi?
Tego
już było za wiele. Sebastian z przyjemnością patrzył, jak przyjaciel jego
podopiecznej robi się cały czerwony i próbuje go uderzyć.
- Nie
zaciskaj kciuka w pięść, zrobisz sobie krzywdę – poinstruował atakowany, unikając ciosu.
-
DLACZEGO NAWET SIĘ NIE WYTŁUMACZYSZ, ZGRZYBIAŁY PEDOFILU?! WIESZ CHOCIAŻ, ŻE TO
NIELEGALNE?! – Tu Gabriel znów zamachnął się na Sebastiana, za co został
przyciśnięty do ściany i unieruchomiony.
-
PUSZCZAJ, STARY SKURWIELU!!!
Sebastian
tylko westchnął i poczekał, aż chłopak przestanie się wyrywać.
-
Cholernie ci nie ufam – wyjęczał w końcu zrezygnowany Gabriel.
-
Skoro już chcesz chronić honoru swojej ukochanej…
-
to nie jest moja…
-
Zamknij się. Jak mówiłem, skoro chcesz bronić honoru ukochanej, wiedz, że
rzeczona miewa koszmary i cierpi na bezsenność. W związku z tym czuje się
lepiej, kiedy ktoś jest przy niej w nocy. A teraz pomyśl – dlaczego przyszła do mnie?
Gabriel
szarpnął się, jednak nieskutecznie.
-
Otóż nie jestem gnojkiem, który nie umie opanować emocji, niczego ani nikogo uszanować a ponadto jest
zwykłym tchórzem. I ufa mi.
-
Raczej niesłusznie – wycedził Sagan.
-
A co ty możesz wiedzieć?
Nastała
chwila ciszy, zakłócana jedynie przez dyszenie chłopaka.
-
Nie podoba mi się, jak na nią patrzysz! – W końcu wyrzucił z siebie Gabriel.
-
To już twój problem.
-
Szantażujesz ją, prawda? Bo dlaczego niby miałaby z tobą…
Sebastian
przerwał chłopcu cichym śmiechem i puścił go.
-
Nie przejmuj się. Ona nie interesuje mnie w ten
sposób. Przynajmniej nie tak, jak ty to pojmujesz.
Chłopak
odwrócił się gwałtownie, by w końcu spojrzeć demonowi w twarz. Ignorując fakt,
że nie zrozumiał znaczenia wypowiedzi Sebastiana, postanowił mimo wszystko
uczepić się jej fragmentu.
-
Więc w jaki? – Spytał prowokacyjnie.
Michaelis
uśmiechnął się jedynie i nachylił nad Gabrielem.
-
W każdy inny – wyszeptał.
Sagan
sam przed sobą nie potrafił wyjaśnić, dlaczego po wyjściu demona tkwił w
miejscu jeszcze przez paręnaście minut.
*
Aidia
stała przed wielkim lustrem i śledziła w nim ruchy rąk, układających jej włosy.
-
O czym rozmawialiście?
-
Kiedy?
-
Nie udawaj idioty, przed chwilą, z Gabrysiem.
-
O tobie.
-
Nuda.
-
Nie wiedziałem, że masz problemy z samooceną.
-
Samooceny w tej sytuacji nawet nie nazwałabym problemem.
-
Wedle życzenia. Skończyłem, chodźmy na śniadanie.
-
Idiota.
-
Więc jestem idiotą, czy go udaję?
W
odpowiedzi Róża tylko chwyciła dłoń Sebastiana i pozwoliła poprowadzić się w
stronę jadalni.
Grzeczna dziewczynka.