Stronę wyświetlano:

środa, 26 września 2012

09. Ten demon, marionetkarz



Nie mam pojęcia, o czym jest ten rozdział.
Po Kapitularzu pochorowałam się tak bardzo, że aż powstał rozdział. W porządku, naprawdę planuję COŚ z tym - znaczy, z Monochromem - zrobić. A na razie... ten...
Nie wiem.
Chciałabym raz jeszcze - hej, nie przewijaj, to w dole nie jest wcale ciekawsze - zaprosić na Codziennik (linki obok, pysiaczki). Ponieważ go kocham, śledzę i jest częścią mnie. A także prowadzi go Nichi, którą również kocham, śledzę, a z tą częścią to lepiej, jak nic nie powiem.
Ten rozdział - jako samą Jednostkę Pracy Samodzielnej, a nie treść, która jest fatalna - dedykuję wszystkim tym, którzy się za pisanie nie wzięli, a powinni. I wiedzą, że to o nich.
Wiecie, przeczytałam "Chwilę dla Ciebie" i spozirając na Monochrom czuję się już trochę lepiej.

 ***
Sebastian otworzył drzwi zanim jeszcze Aidia zdążyła wyjąć klucze. Bez słowa odsunął się, wpuszczając szeroko uśmiechniętą dziewczynę i zamykając drzwi. Kiedy przekręcił klucz też w drugim zamku, otworzyła już usta, by zapytać, dlaczego to zrobił, jednak pytanie uwięzło jej w gardle. Ponieważ zobaczyła jego twarz.
Sebastian Michaelis ewidentnie był wściekły. W tym stanie Róża jeszcze nigdy go nie widziała i w owej chwili uświadomiła sobie, że wolałaby, aby tak pozostało. W dodatku jego świdrujące spojrzenie skierowane na dziewczynę wskazywało, że był wściekły na nią. Zresztą, nie tylko ono.
- Ty – zagrzmiał, robiąc krok w jej stronę.
Ten brak elokwencji jeszcze bardziej zaniepokoił Aidię. Cofnęła się.
Zbyt wiele jej ów ruch nie pomógł, gdyż Sebastian nie miał ochoty na zabawę w berka i w jednej chwili znalazł się tuż obok, mocno chwytając przedramię dziewczyny. Ta syknęła z bólu. Uczucie lęku zaczęła powoli zastępować złość.
- Sebastian. Puść mnie – zażądała.
Demon nie odpowiedział. Ciągnąc głośno protestującą Różę za sobą ruszył do salonu, gdzie praktycznie rzucił ją na sofę. Wyraz jego twarzy powstrzymał wszelkie chęci ucieczki, więc Aidia tylko skuliła i zaczęła rozmasowywać rękę, czekając na wybuch.
Ale Sebastian przemówił całkiem spokojnie.
- Czy miałaś problemy z dojazdem?
Róża zamrugała. Po chwili wahania postanowiła odpowiedzieć.
- Nie, dlaczego…
- Zostałaś dłużej w szkole? – Przerwał jej mężczyzna.
- Po co miałabym…
- W porządku. Czy twój telefon jest sprawny?
Aidia zaczęła zastanawiać się, czy to jej się nie śni.
- Słucham?
- Słyszałaś. Czy twój telefon jest sprawny?
- Tak – powiedziała po prostu.
- Pokaż.
- Co?
- Pokaż mi swój telefon.
Zanim zdążyła zaprotestować,  Michaelis sam sięgnął po jej plecak i wyjął urządzenie z przedostatniej kieszeni. Aidia postanowiła nie pytać go, skąd znał dokładne położenie jej telefonu. Zwłaszcza, że zazwyczaj nosiła go po prostu w kieszeni spodni.
Sebastian nacisnął jeden przycisk na aparacie i nachylił się nad dziewczyną.
- Spójrz.
Spojrzała.
- Co tu widzisz?
Aidia milczała, porażona prostotą pytania.
W reakcji Michaelis wyprostował się. Jego oczy poczerwieniały i dziewczyna przysięgłaby, że w pokoju zrobiło się chłodniej.
- Aidio. Co zobaczyłaś na ekranie? – Spytał cicho, choć ton jego głosu zwiastował mało spokojny wieczór.
Róża postanowiła jednak odpowiedzieć.
- Listę nieodebranych połączeń, jakie to ma…
Znów nie skończyła, ponieważ przerwał jej ogromny hałas – spotęgowany dźwięk tłuczonego szkła, gdy szyby wszystkich okien w salonie popękały na drobne kawałki.
- Sebastian! – Krzyknęła zaskoczona.
- Więc może jesteś chociaż w stanie wytłumaczyć mi, jakim cudem przeoczyłaś. Sześćdziesiąt. Osiem. Połączeń. Przychodzących?
Nastała cisza, którą chwilę potem przerwał wybuch śmiechu.
- Tylko o to chodzi? Od kiedy jestem zobowiązana do warowania przy telefonie na wypadek, gdybyś zdecydował się zadzwonić?
Ogromy, kryształowy żyrandol spadł na podłogę, dzieląc smutny los szyb okiennych.
- Gdzie byłaś? – Zapytał po prostu Sebastian, tym razem głośniej.
- Gdybyś jednak wszczepił mi czip pod obrożę, nie miałbyś takich problemów – wycedziła drwiąco Róża, zrywając się z sofy.
- Gdzie. Byłaś?
Tym razem Michaelis w odpowiedzi otrzymał jedynie wyzywające spojrzenie.
Tego było za wiele. Jak dotąd im trudniejsze wydawało się kontrolowanie dziewczyny, z tym większą determinacją Sebastian dążył do tego celu. Dzisiejsze wydarzenie z pewnością nie było niczym szczególnym, jednak uświadomiło demonowi, jak małą władzę miał nad Aidią. To była jego gra, jego wygrana. Nie miał zamiaru się poddawać. Dziś zdecydowanie zasłużyła na karę.
Uśmiechnął się upiornie, obnażając ostre zęby. Mimo, że było dopiero popołudnie a słońce świeciło w najlepsze, w pokoju zrobiło się zdecydowanie ciemniej. Czerwone oczy jarzyły się w półmroku, gdy Sebastian zbliżył się do dziewczyny.
- Widzisz, próbowałem być łagodny. Czy spędziłaś ze mną… - popchnął ją na oszkloną szafkę z taką siłą, że drzwi pękły i roztrzaskały się o podłogę - …niewystarczającą ilość czasu, żeby uświadomić sobie swoją pozycję?
Dłonie umiejscowił po obu stronach dziewczyny i przysunął się bliżej.
- Czy naprawdę nie rozumiesz, co się tu dzieje? – Powoli uniósł jedną rękę i wsunął ją we włosy Aidii, po chwili zaciskając boleśnie palce. Syknęła.
- Uważasz, że możesz robić, co ci się podoba?
Nachylił się nad jej uchem.
- Bądź grzeczną dziewczynką. Nie zapominaj… - szarpnął mocniej za włosy - …że nie należysz już do siebie.
Dziewczyna czuła, jakby wracały do niej wszystkie jej koszmary. Oddychała szybko – nie dlatego, że bała się Sebastiana. Jego zachowanie przypomniało jej jednak pewną sytuację sprzed lat, takie samo uświadomienie, jak bardzo jest bezsilna. Demon uśmiechnął się szerzej zauważywszy, że jego ofiara drży. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć.
- Milcz – nakazał Sebastian, zanim wydała z siebie najmniejszy dźwięk.
*
Alice Dębska nie była głupia ani naiwna. Przynajmniej nie uważała się za taką. Owszem, troszczyła się o bliskich. Tak bardzo, jak było to możliwe. Ale dlaczego troska o kogokolwiek miałaby być dla niej ciężarem? Każdy jest odpowiedzialny za siebie. Jeśli nie weźmie spraw w swoje ręce, może zupełnie stracić kontrolę.
Nie ma potrzeby zabawiania się w miłosiernego Samarytanina. W pierwszej kolejności należy zadbać o siebie.
Pani Dębska doskonale o tym wiedziała. Aidia była jej siostrą, nie córką. Dziewczyna miała gdzie mieszkać, co jeść, w co się ubrać. Ale dlaczego Róża miałaby być częścią jej rodziny? Zdecydowanie nie chciała jej tu. Alice miała swój idealny, zupełnie nowy świat i bez względu na to, jak była przywiązana do Róży, dziewczyna zupełnie do niego nie pasowała.

Alice wparowała do mieszkania i nawet nie zamykając za sobą drzwi popędziła do kuchni. Omiotła pomieszczenie uważnym spojrzeniem i na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi. Z głębi mieszkania dało się słyszeć trzask zamka w drzwiach i kroki. Artur, mąż Alice, zignorował zachowanie żony. Zresztą, wiele jej zachowań nauczył się ignorować w ciągu tych paru lat. To było o wiele prostsze, niż rozmowa na ich temat. Pan Dębski więc po prostu odwiesił klucze, uspokajająco przejechał dłonią po włosach żony i wyszedł.
- Artur.
Mężczyzna zatrzymał się.
- Zadzwoń, proszę, do Aidii.
*
Słodki zapach lata, świeżość powietrza i sezonowe stoiska z różnościami. Gabriel biegał od jednego do drugiego, trzymając za rękę Różyczkę. Sprzedawca w jednej z takich budek podarował mu malutki pierścionek z plastikowym sercem, zachęcając, by chłopiec dał go koleżance. W słońcu brokat na pierścionku lśnił i zachwycał dziecięce oczy a obdarowana roześmiała się i pocałowała chłopca w policzek, na co ten dla zasady skrzywił się nieco.
To był piękny sen. Bardzo realistyczny. Przeuroczy.
Dopóki Aidia nie ujrzała twarzy ciemnowłosego sprzedawcy.
Dziewczyna gwałtownie zaczerpnęła powietrza, by zaraz obudzić się w pozycji siedzącej, mocno trzymana przez Sebastiana. Żadne z nich nie wydało z siebie najmniejszego dźwięku, kiedy Aidia uspokajała oddech. Żadnych pytań czy spojrzeń.
Było za to pukanie do drzwi.
Sebastian bez słowa wstał, by wpuścić intruza.
- Hej, zastanawiałem się, gdzie… - w tym momencie jest wzrok padł na zastygłą na łóżku Michaelisa Aidię - mogę znaleź…ć… Róża, co ty tu, do cholery, robisz?!
- Do niedawna spała – wyjaśnił demon.
- Nie ciebie pytałem!
- Nadal nie przypominam sobie, kiedy przeszliśmy na „ty”.
W tym momencie Gabriel Sagan postanowił być mężczyzną. Spojrzał z góry na rywala, aczkolwiek o głowę wyższego, i skupił się na wydobyciu z siebie jak najbardziej samczego i stanowczego głosu. I gdy już otworzył usta, niepotrzebnie spojrzał Sebastianowi w twarz.
- Chcę z tobą porozmawiać na osobności – pisnął.
Michaelis bez słowa wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi, po czym poprowadził walczącego ze sobą chłopaka do kuchni. Tam odwrócił się i spojrzał na Sagana wyczekująco.
Gabriel wziął głęboki oddech. Tyle nieuporządkowanych myśli zajmowało jego głowę, a on nawet nie wiedział, jak ubrać je wszystkie w słowa. Ani od której zacząć. Zaczął więc on najgłośniejszej.
- Zostaw ją w spokoju! – Ryknął, tym razem starając się nie patrzeć w twarz rozmówcy.
Sebastian uniósł brew. Po krótkiej chwili uznał jednak, że to może być zabawne.
- Co masz na myśli? – Spytał uprzejmie.
- Słuchaj!
- Słucham.
- Nie mam pojęcia, jakie są wasze chore relacje, ale to mi się nie podoba! Znam Aidię od dziecka i nie wierzę, że zgodziłaby się na jakieś galeriańskie układy z… - tu omiótł spojrzeniem postać Sebastiana – TOBĄ. Jeśli zmuszasz ją do czegoś, będziesz miał ze mną do czynienia, rozumiesz?!
Demon pokiwał głową, na znak, że rozumie.
- W ogóle, czego od niej chcesz? Nie możesz znaleźć sobie jakiejś taniej szmaty?! Pełno tego gówna poleciałoby na twoją kasę! RÓŻA TAKA NIE JEST!!!
Michaelis z uprzejmym uśmiechem wysłuchał chłopca, a gdy ten przerwał, by złapać oddech, demon uniósł dłoń.
- Gabrielu.
Rozmówca spojrzał na niego pytająco.
- Ale o co ci właściwie chodzi?
Tego już było za wiele. Sebastian z przyjemnością patrzył, jak przyjaciel jego podopiecznej robi się cały czerwony i próbuje go uderzyć.
- Nie zaciskaj kciuka w pięść, zrobisz sobie krzywdę – poinstruował atakowany, unikając ciosu.
- DLACZEGO NAWET SIĘ NIE WYTŁUMACZYSZ, ZGRZYBIAŁY PEDOFILU?! WIESZ CHOCIAŻ, ŻE TO NIELEGALNE?! – Tu Gabriel znów zamachnął się na Sebastiana, za co został przyciśnięty do ściany i unieruchomiony.
- PUSZCZAJ, STARY SKURWIELU!!!
Sebastian tylko westchnął i poczekał, aż chłopak przestanie się wyrywać.
- Cholernie ci nie ufam – wyjęczał w końcu zrezygnowany Gabriel.
- Skoro już chcesz chronić honoru swojej ukochanej…
- to nie jest moja…
- Zamknij się. Jak mówiłem, skoro chcesz bronić honoru ukochanej, wiedz, że rzeczona miewa koszmary i cierpi na bezsenność. W związku z tym czuje się lepiej, kiedy ktoś jest przy niej w nocy. A teraz pomyśl – dlaczego przyszła do mnie?
Gabriel szarpnął się, jednak nieskutecznie.
- Otóż nie jestem gnojkiem, który nie umie opanować emocji,  niczego ani nikogo uszanować a ponadto jest zwykłym tchórzem. I ufa mi.
- Raczej niesłusznie – wycedził Sagan.
- A co ty możesz wiedzieć?
Nastała chwila ciszy, zakłócana jedynie przez dyszenie chłopaka.
- Nie podoba mi się, jak na nią patrzysz! – W końcu wyrzucił z siebie Gabriel.
- To już twój problem.
- Szantażujesz ją, prawda? Bo dlaczego niby miałaby z tobą…
Sebastian przerwał chłopcu cichym śmiechem i puścił go.
- Nie przejmuj się. Ona nie interesuje mnie w ten sposób. Przynajmniej nie tak, jak ty to pojmujesz.
Chłopak odwrócił się gwałtownie, by w końcu spojrzeć demonowi w twarz. Ignorując fakt, że nie zrozumiał znaczenia wypowiedzi Sebastiana, postanowił mimo wszystko uczepić się jej fragmentu.
- Więc w jaki? – Spytał prowokacyjnie.
Michaelis uśmiechnął się jedynie i nachylił nad Gabrielem.
- W każdy inny – wyszeptał.
Sagan sam przed sobą nie potrafił wyjaśnić, dlaczego po wyjściu demona tkwił w miejscu jeszcze przez paręnaście minut.
*
Aidia stała przed wielkim lustrem i śledziła w nim ruchy rąk, układających jej włosy.
- O czym rozmawialiście?
- Kiedy?
- Nie udawaj idioty, przed chwilą, z Gabrysiem.
- O tobie.
- Nuda.
- Nie wiedziałem, że masz problemy z samooceną.
- Samooceny w tej sytuacji nawet nie nazwałabym problemem.
- Wedle życzenia. Skończyłem, chodźmy na śniadanie.
- Idiota.
- Więc jestem idiotą, czy go udaję?
W odpowiedzi Róża tylko chwyciła dłoń Sebastiana i pozwoliła poprowadzić się w stronę jadalni.
Grzeczna dziewczynka.

piątek, 3 sierpnia 2012

UWAGA: komary też wolą blondynki. Nie no, serio uwaga.

Dobra, czas na porcję bełkotu. Ale fakt, że to bełkot nie pomniejsza jego ekstremalnie ważnego przekazu.

Po pierwsze i najważniejsze - naprawdę bardzo ważne - z radością psychopaty oraz serdecznością przeogromną zapraszam na bloga Nichi: Polski Codziennik.
Jest to Hetaliowy zbiór opowiadań o Polsce współcześnie, ściślej: refleksje Feliksa Łukasiewicza. Blog dopiero startuje, a z taką zajebistością trzeba być od początku. Więc nie czytamy bzdur, które będę pisać w następnych punktach, tylko co? 
ODWIEDZAMY CODZIENNIK
Dziękuję za uwagę, reszta jest nieważna.

Po drugie, jeśli już zdecydowałeś/łaś się czytać dalej (co znaczy, że jesteś niepokojąco odporny/a na moją emanującą również z monitorów charyzmę i prawdopodobnie mi zagrażasz): stoję w miejscu. Porażona niskim poziomem własnego opowiadania (oraz faktem, że ostatnio pisanie jest dla mnie równie przyjemne, co leczenie kanałowe), ileś opowiadań zaczęłam, zaraz ileś usunęłam, kilka znów wymyśliłam i teraz już w ogóle zrobił się bajzel.
Ok, krótko mówiąc: Monochrom jest słaby. I potrzebuję czasu, żeby podwyższyć jego poziom. Choć przede wszystkim muszę podwyższyć własny. Poza tym planuję napisać jeszcze coś. Przysięgam jednak (głównie przed sobą), że nie przekroczy to-to dziesięciu rozdziałów i nie opublikuję pierwszego odcinka, póki nie będę przy pisaniu co najmniej piątego. Co do Monochromu - postaram się utrzymać go przy piętnastu rozdziałach, choć jako worek treningowy mógłby mieć tyle, ile ma "Moda na sukces".  Mimo to nie mogę trenować wiecznie.

Po trzecie, mam plany co do głupiego teledysku cosplayowego i MARY, JEŚLI NIE PRACUJESZ NAD SCENARIUSZEM, ZACZNIJ W KOŃCU PISAĆ SWOJEGO FILETA Z RYBETY.

Jeżeli nie zrozumieliście drugiej części zdania, to dobrze. To znaczy, że się ze mną nie zadajecie.

Bawcie się dobrze na wakacjach nie mam pojęcia, do kogo w ogóle to piszę!!!

piątek, 25 maja 2012

08. Jego ofiara, gra

Tadam! Mówiłam, że będzie po majówce, i co? Jest po majówce! I to wciąż w maju! No już, gloryfikujcie mnie!
Ok, tak naprawdę, to nie ma ku temu powodów. Serio.
Roboczy tytuł rozdziału ósmego to "seks i trochę o tym, o co w ogóle chodzi w opowiadaniu, ale nie za dużo". 
Sama wymyślałam.
Podobnie, jak cały rozdział.
Ale jakby co, chowam się za wieczną tarczą słów "to tylko worek treningowy".

Dla Mary, która molestowała mnie o fragmenty z WDŻ. 
Nie wiecie, co to?
Dowiecie się za chwilę.

 ***
Garton, Ty głupku.
Nie, nie prowokuję Cię. Gdybym chciała Cię sprowokować spytałabym na przykład, dlaczego jeszcze Cię tu nie ma. Zarzuciłabym Ci, że się boisz.
Ale to nie tak, Ty przecież masz zasady.
Jestem zamknięta w wielkim domu i nawet kwiatki w moim mieszkaniu musi podlewać Gabriel. Mimo wszystko wiesz pewnie, jak intensywnie myślę o swojej przyszłości i jak bardzo się o siebie boję.
Odrzucając ironizowanie, myślę o Tobie.
Zabijesz mnie?
Przyjdziesz do mnie, sprowokowany tym listem, czy poczekasz, aż wszystkie Twoje łańcuchy opadną?
Trochę byłam zaskoczona, zapomniałam o Twoich zwyczajach.
Wczoraj zakopałam Twój medalion w ogrodzie. Pomyślałam, że wszystkie rośliny pogniją. Jak Ty. Ale nie zdążyły, bo kiedy weszłam znów do pokoju, medalion leżał tam, gdzie zostawiłeś go jakiś czas temu.
Chris, jesteśmy nienormalni. Oboje, naprawdę.

***
W ciągu paru tygodni jakoś udało się Róży przyzwyczaić do nauczania indywidualnego z Sebastianem. Zwłaszcza, że pogoda nie sprzyjała przyjemnościom, jakimi bez wątpienia byłyby codzienne spacery do szkoły. Jednak nie zmieniło to faktu, że wciąż nie pałała zbytnim entuzjazmem do zajęć i wraz z wiosennym słońcem oraz narastającym bólem głowy, jaki wywoływały lekcje, dziewczyna coraz częściej myślała o powrocie do dawnej placówki. Az nadszedł dzień, kiedy ostatecznie odrzuciła Sebastiana jako nauczyciela.

***

- Od dziś wprowadzam ci nowy przedmiot.
Aidia jęknęła.
- Siedź prosto. Ponieważ z algebrą radzisz sobie coraz lepiej, zamiast dodatkowej matematyki możemy rozpocząć wychowanie do życia w rodzinie.
Dopiero teraz Różyczka się wyprostowała.
- Ale dlaczego? – spytała, starając się brzmieć jak najżałośniej.
- Ponieważ jest on w programie. Wolisz matematykę?
- Ale z tobą? Pomyślałeś o tym, że może mnie to krępować?
Sebastian uśmiechnął się serdecznie.
- Tak.
- I?
- Zapisz, proszę, pierwszy temat.
On naprawdę jest demonem.

***

Kiedy przed kolejną lekcją WDŻ-u Aidia po raz tysięczny głośno zastanawiała się, dlaczego musi rozmawiać z Sebastianem o naturalnych metodach planowania rodziny, konfliktach w małżeństwie i kryteriach dojrzałej miłości, nie wiedziała jeszcze, że to jej ostatnia lekcja w bibliotece Michaelisa.
Dowiedziała się, kiedy podsunął jej kartkę z kolejnym tematem i zadaniami.

INICJACJA SEKSUALNA: UWARUNKOWANIA I SKUTKI.
1. Czym jest inicjacja seksualna?
2. Dokończ zdanie: mój pierwszy raz wyobrażam sobie…
3. Motywy decydowania się na współżycie seksualne.
4. Konsekwencje wczesnego współżycia seksualnego.
5. Omówienie wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej „Gdy pochylisz nade mną twe usta...”*

Aidia wstała.
- Sebastian. Naprawdę nie mam ochoty rozmawiać z tobą o skutkach inicjacji seksualnej.
Demon tylko uśmiechnął się uprzejmie.
- Dlaczego?
- Bo jesteś facetem?
- Owszem. Uważasz, że jako mężczyzna nie jestem uprawniony do rozmów o seksie?
Aidia poczerwieniała.
- Odmawiam udziału w zajęciach! Nie potrzebuję uświadamiania.
- Zakładając, że nie przespałaś szkoły podstawowej, uświadomienie masz za sobą. Dziś skupimy się na emocjonalnych aspektach…
- NIE ŻYCZĘ SOBIE TEORETYZOWANIA JAKIEGOŚ STAREGO ZBOCZEŃCA NA TEMAT MOJEJ INICJACJI SEKSUALNEJ!
Michaelis spojrzał na Aidię zaciekawiony.
- Więc zajęcia praktyczne byłyby w porządku?
Dziewczynę zatkało.
Chwilę później wybiegła z biblioteki.
Demon zadowolony przechylił głowę – to było aż osiem lekcji, zanim skapitulowała.

***
Po zaskakująco łatwej walce o powrót do znienawidzonego i jednocześnie wytęsknionego liceum, Aidia nareszcie mogła przekroczyć próg swojej nowo-starej szkoły. Nie było dziwnym, że jej siostra z ulgą przyjęła ten pomysł, natomiast niepokojący był brak protestu ze strony Sebastiana – z pewnością coś kombinował.
Starając się o tym nie myśleć, Róża wzięła głęboki oddech – powietrze na korytarzu szkolnym było gęste i stęchłe.
Witaj w domu, pomyślała Aidia.
Pomyślała również, że mogliby tu jednak wywietrzyć.
Lub, zgodnie z zasadą „małych kroczków”, wstawić choćby klamki w okna.

***

Po pierwszej lekcji (a właściwie jej połowie, gdyż pojawienie się Aidii wydało się uczniom idealną okazją do zignorowania nauczyciela i wypełnienia spokoju klasy matematycznej okrzykami w typie „Tęskniłam za tobą!”, „Jak się czujesz?”, „Nowa fryzura?!” i wreszcie „Kto to jest?”) Róża postanowiła rozejrzeć się po szkole w celu zarejestrowania wszystkich zmian, jakie mogły zajść pod jej nieobecność.
Budynek był ogromny – prócz liceum mieściły się tu jeszcze szkoła podstawowa, gimnazjum oraz wspólna stołówka i blok sportowy. Dziesięciominutowa przerwa nie wystarczała, by odwiedzić wszystkie miejsca – chyba że, jak Aidia, nieświadomie próbowało się naśladować helikopter.
I tak dziewczyna właśnie radosnym truchtem przemierzała łącznik między liceum a gimnazjum, gdy ktoś na nią wpadł. Drobny, czarnowłosy chłopiec, wyglądający na ucznia podstawówki, choć nieubrany w tradycyjną kamizelkę z logiem szkoły.
Róża, która odznaczała się wybitnie widocznym brakiem umiejętności kojarzenia twarzy z imionami, pomyślała, że to zabawne.
To, że wszędzie spotykamy osoby przypominające nam kogoś.
Przeprosiła chłopca, a gdy ten uśmiechnął się zupełnie nie po dziecięcemu, zaczęła mieć wątpliwości.
- Wypuszczona z klatki?
Ciemnoniebieskie oczy chłopca na ułamek sekundy zapłonęły czerwienią.

***
Sebastian Michaelis nie należał do osób w gorącej wodzie kąpanych. Cel osiągany zbyt łatwo nie dawał pełni satysfakcji. By złapać ofiarę w swe sidła, demon wolał krążyć wokół niej, powoli zacieśniając krąg i przystawając co jakiś czas, by oswoić cel ze swoją obecnością.
Oczywiście, ofiara nie pozostawała bierna. Był na to przygotowany.
Decyzja Aidii nie oznaczała, że Sebastian straci nad nią kontrolę. Powinien tylko zgrabnie odpowiedzieć na jej ruch
Dawno już mógł załatwić to trochę inaczej.
Tylko gdzie byłaby w tym zabawa?

Tak czy inaczej, miał nad nią kontrolę.
Niemalże całkowitą.
Niemalże.


W posiadłości rozległ się dźwięk dzwonka. Sebastian niespiesznie podążył w stronę drzwi, by wpuścić przybysza.
Do środka wszedł Gabriel, spocony i zły.
A także po raz tysiączny zastanawiający się, dlaczego Michaelis odmawia udostępnienia mu zapasowych kluczy.
- Gdzie Róża? – rzucił od razu.
- Witaj w domu.
- Tak, cześć. Gdzie Róża?
Sebastian westchnął. Z każdą chwilą miał coraz większą ochotę poważnie okaleczyć chłopaka.
- Jeszcze nie wróciła.
- Przecież lekcje skończyła…
- Wiem. – Uciął demon. – Życzysz sobie poczekać dziś z konsumpcją do kolacji, czy jednak zdecydujesz się siąść do obiadu?
Gabriel, który, ku uciesze Michaelisa, zdążył już przegapić śniadanie, natychmiast ruszył do jadalni. Mieszkał u Sebastiana wystarczająco długo, by wiedzieć, że gospodarz jest w stanie z serdecznym uśmiechem wyrzucić jego porcję, kiedy wyznaczona pora minie.
Zresztą, Róża pewnie włóczy się gdzieś ze znajomymi. Zdarzało jej się.

***
Ciel Phantomhive roześmiał się. Był to śmiech niezwykle dźwięczny i przyjemny dla ucha, jednak Aidię coś w nim niepokoiło. Zresztą w całym Cielu – w jego postawie, drobnej sylwetce, szczupłych palcach bawiących się medalionem dziewczyny, na pozór niewinnym wyrazie twarzy czy sposobie, w jaki przechylał głowę, gdy się uśmiechał – było coś, co ją niepokoiło.
Nie mówiąc o oczach, choć od spotkania na korytarzu już ani razu nie błysnęły czerwienią. Róża mogłaby więc uznać to za złudzenie. Chciałaby uznać to za złudzenie.
Ale wiedziała, że nie może.

- Jesteś naprawdę ciekawą osobą. Nawet, jeśli twoje słowa nie są prawdziwe.
- Dlaczego miałabym kłamać?
Chłopiec w zamyśleniu obracał medalion w palcach.
- Nie powiedziałem, że kłamiesz. Po prostu nie wszystkiego jesteś świadoma. Nie wiesz, jak zachowasz się, kiedy…
- Nie zależy mi na tej wiedzy.
Znów śmiech.
- Twój upór na pewno dostarcza Sebastianowi multum rozrywki. Powiedz, lubi cię?
Aidia otworzyła szeroko oczy.
- Nie, niemożliwe. Traktuje cię jak lalkę…nie, raczej jak zwierzę chowane na rzeź  – kontynuował Ciel. Widząc, że dziewczyna otwiera usta, chcąc zaprotestować, uciszył ją uniesieniem ręki.
- Mimo to jesteś zwierzęciem, o które Sebastian bardzo dba. Choć może porównanie do lalki jest bardziej estetyczne. I – podniósł głos, widząc, że Róża znów chce coś powiedzieć – niezależnie od tego, co myślisz, to nie twoja gra. Nie jesteś wolna. Jesteś zgubiona.
Zapadła cisza.
- Jestem, od dawna – powiedziała w końcu Aidia kpiącym tonem.
Demon znów się roześmiał.
- Naprawdę, gratuluję. Mam nadzieję, że wiesz, w co się wplątałaś. Im dalej zabrniesz, tym przyjemniej będzie na to patrzeć. Ciekaw jestem… - Ciel delikatnie pogładził medalion kciukiem – czy naprawdę możliwe jest zawarcie kontraktu z dwoma demonami.

środa, 28 marca 2012

07. Jego ofiara, utrudnia

Możecie już buczeć. Ale i tak nie przeproszę.
 Choć marne jest to coś, dedykuję je Kandacie. Chcę, żeby mimo wszystko dalej tworzyła, bo wychodzi jej to naprawdę dobrze. Może tworzyć, skoro ja mogę.
Mata rozdział siódmy.
Fuj.


***
- Witam, nazywam się Gabriel Sagan.
- Głupie imię, nie?
- Aidio, ucisz się. Sebastian Michaelis.
- Dziękuję, że zgodził się pan mnie tu przyjąć. – Chłopak uścisnął dłoń demona i skrzywił się lekko, gdy ten odwzajemnił uścisk.
Sebastian uśmiechnął się serdecznie, po chwili wracając do miny bynajmniej nie świadczącej o ciepłych uczuciach dla gościa.
Gabriel poczuł chłód.
- Chodź, pokażę ci twój pokój – oznajmiła entuzjastycznie Aidia, łapiąc za jedną z toreb podróżnych przyjaciela. Waga bagażu pozwoliła jej jednak jedynie zatoczyć się i upuścić go z powrotem na podłogę.
- Uspokój się – powiedzieli jednocześnie Sebastian i Gabriel, po czym pierwszy obdarzył drugiego tak przeszywającym spojrzeniem, że ten odwrócił wzrok.
Następnie z pewnym trudem podniósł jedną z toreb.
- Ja go zaprowadzę. Aidio, masz, zdaje się, zadania do odrobienia.
Dziewczyna chciała zaprotestować, ale Michaelis uniósł dłoń, by ją uciszyć.
- Później porozmawiacie. Niech najpierw się rozpakuje.
- Żartujesz chyba… - dziewczyna urwała, widząc spojrzenie demona.
Sebastian, upewniwszy się, że Gabriel to widzi, bez najmniejszego wysiłku zarzucił sobie na ramię torbę chłopaka i z uśmiechem odebrał mu drugą.
- Musisz być zmęczony – wyjaśnił - proszę za mną – spokojnie wszedł po schodach, a Sagan podążył za nim, zostawiając rozbawioną Aidię w holu.  
Mimo, że Gabryś bardzo chciał zapamiętać drogę do pokoju, w którym Sebastian go ulokował, już po chwili dał sobie spokój. Podejrzewał, że Michaelis z rozmysłem wybiera drogę możliwie najbardziej skomplikowaną, ale postanowiło pominąć to milczeniem.
Kiedy w końcu dotarli pod właściwe drzwi (które, ku wielkiej uciesze gościa, wyglądały dokładnie tak samo, jak niemal wszystkie w tym domu) zwrócił się do gospodarza z zamiarem podziękowania mu, ale ten uniósł dłoń, by go powstrzymać.
- Jeszcze kilka rzeczy trzeba omówić – oznajmił uprzejmie, po czym otworzył drzwi i prawie wepchnął gościa do pokoju.
Oczywiście nie uznał za stosowne upomnienie go, aby nie rozdziawiał ust.
- Czysta pościel jest w tamtej szufladzie – zaczął. - Drzwiami na wprost wychodzisz na balkon, tymi po lewej do łazienki, po prawej do garderoby. Postaraj się nie potłuc żyrandola i utrzymać względny porządek. I nie życzę sobie, żebyś palił w domu.
Gabryś otrząsnął się.
- Nie palę – skłamał. Drażniło go, że Sebastian próbuje zgadywać jego nałogi.
- Żartujesz. Twoje ubranie trąci tytoniem, masz pożółkłe paznokcie i dostałeś zadyszki przy wchodzeniu na piętro – oznajmił demon zachowując przyjazny wyraz twarzy.
Sagan skrzywił się.
- O dziesiątej wieczorem zamykam bramę i wszystkie drzwi wejściowe, więc jeśli nie chcesz spać na ulicy, wracaj wcześnie – kontynuował Michaelis.
- Oczywiście – stwierdził gość z przekąsem.
- Poza tym nie życzę sobie, żebyś włóczył się w nocy po korytarzach.
- Aha.
- Rzecz jasna mam nadzieję, że będziesz zachowywał się przyzwoicie. Wiesz chyba, o jakich zachowaniach mówię. To wszystko - demon skierował się do wyjścia. - Zejdź na kolację o szóstej. Śniadania jemy o siódmej rano, obiad o drugiej po południu. I tylko w tych porach – zatrzymał się, położywszy rękę na klamce. - Zrozumiałeś, prawda?
- Tak, panie – zapiał teatralnie Gabriel.
Sebastian drgnął i odwrócił się do gościa.
Wyraz jego twarzy odebrał Saganowi ochotę na drwiny.




W około kwadrans po wyjściu Sebastiana w pokoju rozległo się pukanie.
- Proszę!
- Rozpakowałeś się już? – Aidia cicho wsunęła się do pokoju.
- Prawie – dziewczyna już otwierała usta, więc dodał - ale lepiej mi nie pomagaj.
- Jak chcesz – Róża usiadła na podłodze obok otwartej dopiero torby i bez skrępowania zaczęła przebierać w rzeczach gościa.
- Aidia, zostaw to! – Chłopak gwałtownie szarpnął torbą w swoją stronę.
Dziewczyna westchnęła.
- Jeśli masz jakieś świerszczyki, lepiej dobrze je schowaj. Sebastian i tak je znajdzie, ale przynajmniej nie zarzuci ci, że mnie demoralizujesz.
Gabriel postanowił zostawić to bez komentarza.
- Kim w ogóle jest ten facet?
- Skomplikowane.
Na tym Aidia by skończyła, gdyby nie spojrzenie, które rzucił jej przyjaciel.
- Pedagog. Pomógł mi parę razy. Teraz mam z nim nauczanie indywidualne, a jego…metody wymagają, żebym została tutaj.
- Nie chodzisz do szkoły? – Gabriel spojrzał na nią zszokowany, na co odwróciła wzrok.
- Nie czuję się najlepiej – stwierdziła cicho.
- W czym ci pomógł? – Spytał szybko Sagan, zapobiegając kłopotliwej chwili milczenia.
- Przed wakacjami wyrzucili mnie ze szkoły – zaświergotała, uprzednio spojrzawszy na przyjaciela z udawaną wdzięcznością.
- Boże.
- Dzięki niemu przyjęli mnie z powrotem zanim jeszcze zostałam wykreślona z listy uczniów.
- Jak to zrobił?
- Ma charyzmę – Aidia uśmiechnęła się rozbrajająco.
Gabriel skrzywił się i postanowił zmienić temat.
- Byłem wczoraj u Alki - zaczął kładąc się na łóżku i podkładając ręce pod głowę.
Aidia podniosła głowę.
- Nie mogłeś zostawić jej w spokoju?
- Zaprosiła mnie!
- Biedna.
Chłopak posłał jej mordercze spojrzenie.
- Ucieszyła się, że do ciebie jadę. Ale piekli się, bo nie dzwonisz i nie odbierasz, kiedy dzwoni do ciebie.
- Tak wyszło – wyjaśniła Róża.
- Kazała ci przekazać, że masz podlewać kwiaty w domu, nie przesiadywać do późna, często robić pranie, nie zaczepiać ludzi po zmroku i stosować antykoncepcję.
Dziewczyna uniosła się tak szybko, że zakręciło jej się w głowie.
- Głupi jesteś – mruknęła, siadając obok Gabriela.
Zapadła cisza. Chłopak uparcie wpatrywał się w Aidię. Ponieważ nie było reakcji, postanowił się odezwać.
- Nie widziałbym cię raczej w podejrzanych związkach ze starszymi mężczyznami, ale różne rzeczy ci strzelały już do głowy – oznajmił radośnie.
- Pierdolisz – Róża podciągnęła kolana pod brodę. - Zresztą Sebastian jest gejem.
Chłopak wytrzeszczył oczy.
- Skąd wiesz?
- A skąd wiesz, że nie?
- Nie wygląda.
- Ale myślę, że jest.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- Nie wiesz?
- Nie.
Gabriel zacmokał zniecierpliwiony.
- Uważaj, chyba wpadłeś mu w oko – ostrzegła, doskonale świadoma faktu, iż Sebastian prawdopodobnie ich podsłuchuje.
- Jesteś nienormalna – mruknął chłopak, nie wiedząc, czy brać to za żart, czy nie.
Chwilę konsternacji przerwało pukanie do drzwi i wywołany nim głośny śmiech Aidii.




W ciągu kilku następnych tygodni stało się jasne, że Sebastian nie tylko nie ufa Saganowi, ale także szczerze nim gardzi i absolutnie nie znosi jego towarzystwa. Oczywiście, oficjalnie jako gość Gabriel posiadał największe przywileje w jego domu, jednak był także w wysublimowany sposób poniżany i obrażany przy każdej możliwej okazji. I między innymi dlatego, że był, delikatnie mówiąc, lekkoduchem, a jego indeks zdecydowanie nie zawierał najlepszych ocen, okazji było dużo. Mimo to chłopak starał się znosić to wszystko z godnością, a Aidię najwyraźniej bawiło obserwowanie ich potyczek, więc nie zwracała nauczycielowi uwagi.
Bardziej, niż zastanawianie się nad źródłem wzajemnej niechęci tej dwójki, pochłaniały ją własne sny i ich potencjalne znaczenie.
Oraz powód, dla którego Sebastian nie pozwalał jej wychodzić z domu bez jego towarzystwa - ten sam, który mimo wszystko już niebawem miał poważnie namieszać w misternie rozplanowanej grze Sebastiana.